Świt.
Czas, kiedy ciemność oraz chłód zostają odegnane przez światło niosące
obietnicę ciepła, a z nim ukojenie.
Wpatrując się w coraz bardziej jaśniejące za oknem niebo,
nie mogłam opędzić się od uczucia ciężkości i znużenia. Byłam zmęczona, ale nie
dlatego, że niemal całą noc przegadałam z Konradem. Byłam zmęczona samą sobą.
Ciągłym przeświadczeniem, że wszystko waliło mi się w dłoniach. Żyłam w letargu
– przykrym śnie, gdzie każdy koszmar mógł się ziścić. Ciągle mnie coś
krzywdziło, wciąż się o coś bałam. Tylko dlaczego nie potrafiłam się obudzić?
Czy ja w ogóle tego chciałam? Może powinnam spróbować?
Ciepło wydawało się takie kojące. Było bliżej niż na
wyciągnięcie ręki.
Niedzielne poranki zawsze są takie same. Spokojne, ciche,
leniwe z pustymi ulicami.
W
takie dni, jak ten, gdy to pierwsze majowe słońce nie szczędziło swojego
ciepła, ulica zdawała się być wyjęta z szablonowego serialu. Rozświergotane
ptaki siedziały na płotach, zabawiając mnie i Konrada piosenką. Pachniały
kwiaty, a delikatny wietrzyk niósł drobinki kurzu.
Dochodziła
ósma, a my zamiast spać, leniwie pokonywaliśmy kolejne metry dzielące mnie od
domu ciotki. Wiedziałam, ż konfrontacja z Anną była nieunikniona, ale mimo to,
każdy kolejny krok stawiałam z coraz większym ociąganiem oraz ciążącym na
barkach poczuciem winy, że zachowałam się jak niewdzięczna gówniara.
Przystanęłam
na środku chodnika nieopodal bramy z nazwiskiem A. Kalinowska na skrzynce pocztowej. Przypatrywałam się oknom,
mając dziwne przeczucie, że Anna siedziała w jednym z nich i wyczekiwała mojego powrotu.
–
Nie spieszy ci się – zauważył Konrad, który miłosiernie zaproponował, że mnie
odprowadzi.
–
A tobie by się spieszyło? – burknęłam pod nosem, wpychając dłonie do kieszeni
bluzy.
Z
frustracją kopnęłam kamyk, a ten potoczył się pod samochód zaparkowany przy
krawężniku.
–
Zepnij pośladki i wracaj do domu. Pewnie Anna z nerwów rwie sobie włosy z głowy
– powiedział, wskazując podbródkiem na okno od salonu.
Też
to zauważyłam. Ktoś przemknął za szybą, wprawiając w ruch białą firankę z
kwiecistym wzorem. Tak, jak myślałam: Anna niczym harpia patrolowała okolicę,
wyczekując ofiary.
–
Skoro nas widziała to wie, że jestem cała i zdrowa – odparłam, odwracając się
tyłem do domu.
Uśmiechnęłam
się do Konrada z przekąsem. Ten tylko przeczesał dłonią włosy z zażenowaniem
malującym się na twarzy.
–
Co? – spytałam, nie wiedząc, jak zinterpretować jego zachowanie.
–
Nie jestem pewien, czy to samo będę mógł powiedzieć o sobie, gdy twoja ciotka
ze mną skończy – odpowiedział, patrząc mi znacząco w oczy.
Poczułam,
że się zarumieniłam zawstydzona, gdy pojęłam sens słów chłopaka.
–
Chyba nie sądzisz, że ona mogłaby pomyśleć, że ty… i ja… wiesz… – mamrotałam,
maltretując trawę wyrastającą z chodnikowej szczeliny.
–
Nie? – Zaśmiał się gardłowo, przyjemnie dla ucha. – A ty, co byś sobie
pomyślała, gdyby twoja małoletnia podopieczna zniknęła na noc, a rano została
odprowadzona przez osobnika płci przeciwnej pod same drzwi? – Zironizował, a ja
dałam mu kuksańca w bok. – Sam bym tak pomyślał! – bronił się.
Spojrzałam
na niego sod byka.
Stał
wyluzowany, jak zawsze z uśmiechem na ustach.
–
Idę na rozstrzelanie – rzekłam, zwracając twarz w kierunku domu. – Nie
przychodź na pogrzeb – dodałam, siląc się na czarny humor.
–
Będzie dobrze – stwierdził, starając się dodać mi otuchy, po czym przygarnął do
siebie, zakleszczając w ramionach.
–
Hmm… Konrad? – wydukałam w jego czarny sweter. – Jeżeli Anna naprawdę sądzi, że
się… no, to tuląc mnie, nie poprawiasz swojej sytuacji.
–
Masz rację. – Odskoczył ode mnie z udawanym strachem.
Jego
ciemne oczy, które czasami kojarzyły mi się z oczami demona, lśniły niczym
kamienie onyksu. Przypatrywał mi się z niespotykaną dotąd intensywnością.
Spuściłam wzrok, zaniepokojona tym spojrzeniem.
–
Dzięki za nocleg – burknęłam bardziej do swoich znoszonych trampków niż do
niego.
–
Nie ma sprawy – odparł, podchodząc do mnie. Cmoknął moje czoło, po czym obrócił
się na pięcie. – Widzimy się w szkole! – zawołał jeszcze, nie odwracając się.
Stałam
tak przez chwilę, patrząc to na niego, to na dom Anny. W końcu z duszą na
ramieniu otworzyłam bramę.
Gdy
tylko zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam prawdziwie harpi wrzask:
–
Marsz na górę!
Ostry
ton głosu Anny, niosący się po całym domu, sprawił, że stanęłam niczym wryta.
Nie chcąc się jeszcze bardziej narażać, jak najszybciej potrafiłam, pokonałam
schody i pognałam do swojego azylu.
_____
– Nieprzespana noc? – zagaiła Anna pomiędzy kolejnymi
kęsami bułki.
Spojrzałam na ciotkę znad śniadania i głośno przełknęłam
przeżuwane przeze mnie szparagi. Choćbym nie wiadomo, jak się starała za nic
nie potrafiłam ukryć sińców pod oczami oraz przekrwionych białek.
Wiedziałam, że Anna chciała dobrze, że się starała, ale
nie mogła niczego zdziałać dopóki sama bym jej o to nie poprosiła.
Po ostrej kłótni sprzed dwóch dni, gdy to nie wróciłam do
domu na noc nie było już śladu. Obie nakrzyczałyśmy na siebie, rzucając coraz
to bardziej absurdalnymi argumentami, a jak ich zabrakło – o dziwo – pokornie
pochyliłam głowę i przeprosiłam za swoje zachowanie. Malujący się na twarzy
Anny szok był nie do opisania. Tak jakbym była totalnie zdemoralizowaną
dziewczyną, dla której nie było już ratunku, a mimo to potrafiła wydusić z
siebie szczere przeprosiny. A ja tylko nie wróciłam na jedną noc do domu.
Zerknęłam ukradkiem na ciotkę. Ta przypatrywała mi się
uważnie, jakby czekała aż coś powiem. Szukając ratunku przed rozmową spojrzałam
na zegarek. Na moje nieszczęście lekcje zaczynałam za ponad godzinę.
– Klaro, nie chcę na ciebie naciskać – podjęła Anna.
– Ale to robisz. Właśnie teraz – przerwałam jej, starając
się zachować dobroduszny ton.
– Po prostu nie wiem, co mam już robić – przyznała się z
rezygnacją w głosie. – Nigdy nie miałam do czynienia z dorastającą dziewczyną,
której runął cały świat. Pomóż mi w tym trochę, bo zaczynam, się gubić co jest
buntem, a co próbą radzenia sobie ze stratą…
Oparłam się wygodniej w fotelu i patrzyłam na nią
uważnie.
– Anno… – zaczęłam niepewnie, a zainteresowanie, bijące z
jej sarnich oczu dodał mi śmiałości. – Czemu jesteś sama? – padło z moich ust.
To nie tak, że byłam bezczelna… no, może trochę… jednak
musiałam to wiedzieć. Skoro ciotka chciała abym się jej zwierzała, abym wraz z
nią starała się stworzyć jakąkolwiek, działającą relację między nami, to i ona
musiała pokazać mi siebie. Tą prawdziwą, nie wyidealizowaną bizneswoman, rekina
komputerowego, pnącego się po szczeblach korporacyjnej drabiny.
Nie spodziewała się tego, ale w końcu musiało dojść do
tej rozmowy, prawda? Nie mogłam przecież cały czas udawać, że niczego nie
widziałam, że nigdy nie trafiłam na tamto nieszczęsne pudło. Spodziewałam się
najrozmaitszych reakcji – od płaczu po wybuch gniewu. Nie wiedziałam, co
myśleć, zauważając cień uśmiechu na jej twarzy.
– Życie jest nie przewidywalne i skomplikowane –
powiedziała niepewnie. – Sama wiesz o tym najlepiej. – Pokiwałam głową. – Nie
zawsze była sama.
Czułam,
że to będzie coś więcej niż zwykła odpowiedź. Pomyślałam, że może w końcu uda
mi się zrozumieć pewne rzeczy.
–
Na studiach poznałam kogoś. Był przystojny, inteligentny, z życia czerpał
całymi garściami. Zupełnie jak ja – mówiła cichym, sentymentalnym głosem. – Szybko
przypadliśmy sobie do gustu, a jeszcze szybciej się pokochaliśmy. Byliśmy tylko
my i cały świat, stojący przed nami otworem. Gdy tylko nadarzyła się okazja,
zamieszkaliśmy razem. Przeniosłam się na stałe tu, do Wrocławia – zawiesiła
głos i wzięła wdech, jakby starała się uspokoić zszargane nerwy. Drżącą dłonią
zaczesała kosmyk kasztanowych włosów za ucho. – Nie próżnowaliśmy.. Nie… nie
widzieliśmy takiej potrzeby, w końcu wszystko układało się po naszej myśli.
Oboje kończyliśmy studia, przyszłość wydawała się idealna. Pewnego razu
wyjechaliśmy na wycieczkę. Zawsze chciałam zwiedzić Włochy, a on sprawił, że
moje marzenie się ziściło. Gdy zbliżał się termin wyjazdu, zauważyłam, że
spóźnia mi się okres, więc pobiegłam do ginekologa na badania, a moje
przypuszczenia się potwierdziły. W końcu wyjechaliśmy. Chciałam zrobić mu
niespodziankę, jednak on mnie uprzedził, oświadczając się. – Słuchałam, jak
zaczarowana. Obserwowałam emocje malujące się na twarzy Anny, a serce miażdżyła
bezlitosna pięść smutku. – Gdy zobaczyłam pierścionek, przyznałam się do ciąży.
Oboje oniemieliśmy… Boże… – szepnęła, ocierając palcami oczy. – Byliśmy tacy
szczęśliwi, ale nie trwało to długo. Straciłam dziecko, wpadłam w depresję i
nawet on nie potrafił mnie uratować. Zaraz po opuszczeniu szpitala zapisałam
się na studia drugiego stopnia, dodatkowo podjęłam się pracy. Zatraciłam się w
tym wszystkim do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam wracać
do pustego domu – mówiła, pociągając czerwonym nosem. – Wyobrażasz to sobie?
Nie zauważyć tego, że ktoś, kto był dla ciebie całym światem, zniknął?
Przeoczyć moment rozstania? – Zaśmiała się histerycznie. – Byłam otępiała z
żalu, rozpaczy. Nie spałam, nie jadłam, egzystowałam jak robot. – Spuściłam
głowę, bo zabrzmiało to znajomo. – W końcu doszło do tego, że odcięłam się od
rodziny, bo nie mogłam na ciebie patrzeć. – Załkała, a ja rozszerzyłam oczy ze
zdumienia. – Byłaś wszystkim, czego ja nie miałam. Nienawidziłam brata. Ktoś go
kochał i sam był kochany. Zazdrościłam mu. Domu, rodziny, dziecka. Tak
cholernie mu zazdrościłam.
Zamrugałam oczami i poczułam wilgoć na policzkach.
Płakałam, tak jak Anna. W końcu coś poczułam do tej kobiety. Ona straciła o
wiele więcej niż ja. Współczułam jej. Rozumiałam ją i cierpiałam razem z nią.
– Lata mijały, a mój chłód nie osłabł. Ukończyłam studia,
podjęłam się obecnej pracy, zaczęłam zarabiać więcej niż potrzebowałam. Upychałam
w domu c nowe meble, starając się zagospodarować panującą w nim pustkę i w
momencie, gdy niemal zapomniałam, czym jest rodzina, zadzwonił telefon…
Straciłam brata, pomyślałam, że w końcu się uwolniłam. Byłam sama, tak jak skrupulatnie
do tego dążyłam. – Skuliłam się w sobie. Nie sądziłam, że dalsza część historii
będzie dotyczyć bezpośrednio mnie. – Prawnik powiedział, że nie masz dokąd iść.
Przypomniałam sobie ciebie. Miniaturkę mojego starszego braciszka, tylko że w
słodszej i bardziej rozkosznej wersji. Coś mi podpowiadało, że w końcu nadszedł
czas, by odkupić swoje winy i się zmienić. Zmienić swoje oraz twoje życie, bo
nie oszukujmy się, Klaro, obie potrzebujemy siebie bardziej, niż chcemy to
przed sobą przyznać. Zostałyśmy same i mamy tylko siebie.
Pociągnęłam nosem, czując, jak nieprzyjemna wydzielina
spłynęła mi po gardle.
– Przepraszam, że… – zaczęłam, szlochając.
– Nie, Klaro – załkała piskliwie Anna. – To ja
przepraszam – powiedziała, wstając.
Podeszła do mnie i pogłaskała mnie po włosach – tak samo
kasztanowych jak jej.
–
Umyj twarz, wyglądasz jak kocmołuch – dodała, ocierając twarz i poszła do
kuchni, a w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
O tej godzinie tylko jedna osoba pojawiała się na naszym
progu.
Pchana niewidzialną siłą pobiegłam do przedpokoju, by
otworzyć. Jak tylko zobaczyłam te niebieskie oczy, rzuciłam się przybyszowi na
kark, wtulając się w zagłębienie szyi.
– Klaro… wszystko ok? – spytał niepewnie Kamil, nawet
mnie nie dotykając.
Nie był wylewny w uczuciach.
– Teraz już tak – odpowiedziałam, zniekształconym przez
materiał głosem.
_____
– …myślałem bardziej nad przyszłym tygodniem – mówił
Kamil, tłumacząc coś Konradowi, który słuchając go, napychał sobie usta
jedzeniem.
Uniosłam brwi, widząc to, co wyczyniał oraz jego
nadymające się policzki. Wzdrygnęłam się i powróciłam do maltretowania resztek
mojego obiadu.
– Nooo taaa… – odparł Walczak, teatralnie uderzając się w
czoło. – Telas w piątek maf tego lekafa.
Lekarza? Nic o tym
nie wiedziałam.
Podniosłam
wzrok na rozmawiających chłopaków. Kamil od razu wyczuł, że zaczęłam się
przyglądać. Jego oczy pochwyciły moje spojrzenie. Z jednej strony wydawał się
mnie niemo prosić, bym nie wcinała się w ich dyskusję, a z drugiej mnie
prześwietlał. W końcu nigdy nie rzuciłam mu się na szyję, gdy po mnie
przychodził w drodze do szkoły, co samo w
sobie było dziwne, bo mieszkał bliżej liceum niż ja, czy Konrad. Jednak
nie pytałam, dlaczego to robił. Jeśli by chciał sam by mi o tym powiedział.
To
samo tyczyło się mnie. Już o nic nie pytał, bo wiedział, że sobie tego nie
życzyłam. Dzisiaj tez nie zrobił wyjątku i nie zapytał, ale ja mimo to
opowiedziałam wszystko, co powiedziała mi Anna. Musiałam to z siebie wyrzucić.
–
To tez jest głupie – odpowiedział Konradowi Kamil, odwracając ode mnie
spojrzenie.
Podziwiałem
jego podzielność uwagi. Ja do tej pory nie miałam pojęcia o czym gadali. Mogłam
drogą dedukcji stwierdzić, ze pewnie miało to związek z Deusem i jego prośba o
rewanż, no i z Kamilem.
Podparłam
brodę o dłoń, zerkając na parę zimnych frytek i resztki surówki. Zaczęłam się zastanawiać,
dlaczego Kamil był taki skryty, gdy chodziło o jego stan zdrowia. Przecież
zdawał sobie sprawę z tego, że również się martwiłam, że też chciałabym
wiedzieć, czy się mu polepszyło, czy pogorszyło. Nie tylko Konradowi na tym
zależało.
Z
westchnieniem odsunęłam od siebie talerz i wstałam z miejsca.
Konrad,
z uroczym wąsem z ketchupu, spojrzał na mnie niczym zbity pies.
–
Już idziesz? Jeszcze jest przerwa.
–
W przeciwieństwie do was, ja ze stołówki korzystam po to, by zjeść obiad –
odparłam, ukrywając prawdziwy powód.
Nie
należałam do narzucających się osób, a skoro Kamil nic mi nie wspominał o
badaniach, to nie będę tu siedzieć tylko po to, by podsłuchiwać.
Kamil
to wiedział. Patrzył na mnie z wyrazem twarzy mówiącym „czyżby?”. Uśmiechnęłam
się do niego porozumiewawczo.
–
I tak chcę jeszcze skorzystać z sali informatycznej – zmyśliłam. – Ten projekt…
–
Tak, tak… Nie interesuje mnie to, dopóki to nie moje zadanie domowe – odparł
Walczak, zanosząc się śmiechem.
Pokręciłam
głową, a Kamil potarł czoło palcami.
–
Chodzimy do jednej klasy, głąbie – powiedział głośno to, co mi chodziło po
głowie.
Mina
Konrada, gdy uświadomił sobie swój błąd była bezcenna. Chichocząc pod nosem
wyszłam ze stołówki. Przeszłam przez parter, zastanawiając się, ja spożytkować pozostałe
dziesięć minut przerwy. Pomyślałam, że pomysł z dopieszczeniem projektu nie był
głupi. Zaczęłam już przeszukiwać torbę w poszukiwaniu płyty, gdy usłyszałam tak
bardzo znienawidzony głos.
–
Klaro! Moje oczy zawsze się radują, gdy cię widzą.
Zacisnęłam
dłonie w pięści i, powoli się obracając za siebie, uśmiechnęłam się
najjadowiciej, jak tylko potrafiłam. Widać Deus miał poważne problemy z
odczytywaniem ludzkich emocji, bo na mój wyraz twarzy szeroko rozłożył ramiona
z zamiarem przytulenia mnie.
Odruchowo
cofnęłam się trzy kroki w tył, ale jakim byłabym człowiekiem, gdyby mój pech
choć na chwilę mnie opuścił. I tak oto wpadłam na kogoś, a ten ktoś, kogo w
duchu przyrzekłam odnaleźć i zgładzić, pchnął mnie prosto w objęcia Deusa.
–
Wiedziałem, że mnie lubisz – powiedział radośnie.
–
Lubiłabym bardziej, gdybyś nie istniał lub chociaż nie zauważał, że ja istnieję
– warknęłam, odpychając go od siebie.
–
Gdzie twoi chłopcy? – spytał mało sympatycznym głosem, zupełnie jakby coś
insynuował. – Myślałem, że jesteście nierozłączni.
–
Boli, prawda?
–
Co?
–
Ten robal zwany zazdrością, który wyżera ci flaki – powiedziałam, posyłając mu
promienisty uśmiech.
–
Och, Klaro, nie bądź taka. I tak wiem, że w końcu mi ulegniesz.
–
I tego się boję – prychnęłam.
–
Bo, co? Bo się zakochasz?
–
Nie, bo możesz do tego użyć chloroformu – sarknęłam, po czym obróciłam się na
pięcie i ruszyłam przed siebie.
Tak
jak myślałam, Amadeusz nie miał zamiaru się poddać. Od razu nie dogonił i
zrównał krok. Jedyne za co w duchu dziękowałam nieistniejącym materiom zwanym
przez ludzi bogami, że Deus był straszy i nie musiałam z nim chodzić do klasy.
–
Zrobisz coś dla mnie? – spytałam, wpadając na, według mnie, genialny pomysł.
Amadeusz
jeszcze bardziej obrósł w piórka, szczerząc zęby w uroczym, ale irytującym do
granic możliwości uśmiechu.
–
Co tylko zechcesz – odparł niby szarmancko.
Skocz pod pociąg!
– Jeśli się z
tobą umówię to dasz mi spokój? –
spytałam, stając pod klasą matematyczną, w której po przerwie miałam
mieć lekcje.
Deus
zamrugał kilkakrotnie, rozważając moją propozycję.
–
Rozwiń tę myśl – poprosił łagodnym tonem głosu.
–
Umówię się z tobą, ba, nawet spędzę z tobą całą sobotę, jeśli po tej rzekomej randce
nie będziesz mnie już męczył swoją osobą. A to oznacza zero wymuszanych na mnie
przytulań, całusów, słodzenia mi i wychwalania mojego nieistniejącego piękna –
powiedziałam dobitnie.
–
Ale rozmawiać od czasu do czasu będziemy?
–
Tylko jeśli będziemy do tego zmuszeni, co nie nastąpi nigdy – dodałam.
–
Okej, ale też mam warunek – zdziwiona uniosłam brwi – podczas randki masz być
szczera. Nie taka jak teraz, bo czuję, że to nie jesteś prawdziwa ty. A po
randce mi powiedz, czy ci się podobało, ale szczerze.
–
Na serio aż tak ci zależy? Do cholery jasnej, Deus, możesz mieć każdą pannę w
tej szkole.
–
Mogę – przyznał bez owijania w bawełnę. – Ale ty jesteś inna. Jeszcze tego nie
widzisz?
–
Nie wiem o czym mówisz – odparłam, krzyżując ręce.
–
To zacznij nie tylko patrzeć, ale i widzieć – powiedział, nachylając się nade
mną i z zaskoczenia pocałował w usta, po czym odszedł niemal raźnie
podskakując. – O, cześć, Konrad – doszedł mnie jego głos, a potem nadszedł
grom.
–
Co to do cholery było?!
Konrad,
zawsze miły i potulny, był wściekły.
Na
mnie.
Za
Deusa.
_________________________________________
Nie mogłam dać Wam dłużej czekać. Tyle czasu to zdecydowanie za dużo.
Błagam, jeśli jeszcze ktokolwiek tu zagląda, dajcie znać o swoje obecności.
Mam nadzieję, ze ktoś został.
Pozdrawiam, P.
Jestem, czytam! Ale jestem po 3-godzinnej drzemce i nic sensownego nie wymyślę, wybacz :(
OdpowiedzUsuńCiesze się, że Anna porozmawiała w końcu z Klarą. To na pewno zbliży je do siebie :)
Ja też czytam. Nie jestem najlepsza w pisaniu komentarzy, więc napiszę tylko tyle. Cudny rozdział. ♥
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu dzięki jednej blogerce, która ma Cię w spisie. I... dawno nie czytałam autorskiej historii, bardziej siedzę w świecie fanfiction. Ale twój blog mnie naprawdę zainteresował. Na początku, co było jakiś miesiąc temu przy pierwszym rozdziale, myślałam, że to będzie historia o miłości i tylko o tym. Pomyliłam się (znaczy, nie do końca). Jakaś tu młodociana miłostka jest, niektóre zachowania są przerysowane, ALE... postacie mają dusze. I jak przeczytałam w którymś komentarzu - bohaterowie zachowują się tak, ponieważ coś tam, coś tam. Masz argumenty na gwałtowne reakcje, na spokojne podejście do życia. To bardzo fajny zabieg i mnie nim czegoś nauczyłaś. Czekam na następny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńKochana! Jak miło się tu pojawić po tak długim okresie nieobecności! Anna, Klara! Ta rozmowa była nieunikniona. Sądziłam jednak, że będzie pełna żalu i nienawiści - tak jak zawsze! A tu okazuje się, że i w jednej w i drugiej drzemią rodzinne uczucia. Czy to nie fantastyczne?
OdpowiedzUsuńOh, pocałował ją! Cholera jasna, pocałował ją, ją, ją, ją! Deus! I czyżby Konrad był zazdrosny? Czuję to! Jest zazdrosny jak cholera, jak cholera! Czyżby działo się w jego głowie coś o czym dziewczyna nhie ma najmniejszego pojecięcia? ;)
Nie mogę doczekać się kolejnego odcinka! ;)
Wchodzę po raz pierwszy od bardzo dawna i od razu uraczają mnie początkowe nuty Final Masquerade Linkin Park, a jestem wprost zakochana w tejże piosence. Toteż wracam z wielkim opóźnieniem, lecz z dozą w miarę pozytywnej energii.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się różnych scenariuszy, dlaczego Anna pozostała sama, ale tego kompletnie nie brałam pod uwagę. Czasami ludzie stają się ślepi na to, co ich otacza. Starają się mieć wpływ na lepszą przyszłość, ale co z tego, skoro przestaje się dostrzegać teraźniejszość? A dalsze losy nie są już takie cudowne, jak w naszych planach, kiedy zabraknie w nich tego jednego, acz bardzo ważnego szczegółu. Wydawałoby się, że i bez niego da się stworzyć taką samą przyszłość, ale po jakimś czasie zorientujemy się, że to nie jest to samo. Że coś bezpowrotnie odeszło i ułożyło swoje plany w innym miejscy, z kimś innym. Boli, choć tylko prze chwilę, potem człowiek się od tego uzależnia i nie oddaje odejść temu, co już dawno przestało istnieć. I tak oto zaczynamy łapać się w sidła, z których nie potrafimy się wyplątać. Zazdrość potrafi zniszczyć wszystko, lecz wiara potrafi zdziałać cuda. Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko te, które się takie wydają. Lubię Kamila, po części przypomina mnie samą, ale tylko z tej dobrej strony. Skoro nie chciał powiedzieć Klarze, iż będzie miał badania, musiał mieć w tym poważny powód. Nie wydaje mi się, żeby nie chciał jej o tym informować tylko dlatego, że nie traktuje jej tak jak Konrada, że nie są tak blisko jak z przyjacielem. Ja nawet nie chcę w to wierzyć, intuicja podpowiada mi, iż to nie o to w tym chodzi. I masz babo placek, Deus. Coś mi się zdaje, że nie da jej spokoju bądź pod czas tego spotkania stanie się coś, co może zmienić wszystko.
Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3
Tęsknię...
Damn, naprawdę napisałam "podczas" osobno? ._.
UsuńWincyj Kamila. .__.
OdpowiedzUsuń"Pomórz mi w tym trochę" - pomóż.
OdpowiedzUsuńWitaj, piszę w sprawie oceny Twojego bloga na Wspólnymi Siłami, gdzie znajdowałaś się w kolejce Arfendes, z którą niestety musieliśmy się pożegnać. Wiemy, że czekasz na ocenę już bardzo długo i chciałybyśmy zapytać, czy miałabyś coś przeciwko otrzymaniu oceny napisanej przez maximilienne i Nearyh? Możesz odpowiedzieć na ten komentarz lub zostawić odpowiedź w zakładce poczekalnia na naszej stronie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy,
maximilienne i Nearyh
Nie, blog nie będzie traktowany jako przeterminowany. Rozumiemy, że to nie z Twojej winy i po prostu zwykłym chamstwem byłoby teraz odmówić Ci oceny z powodu przeterminowania.
UsuńPozdrawiamy,
maximilienne i Nearyh
Na wspólnymi siłami pojawiła się twoja ocenka (http://wspolnymi-silami.blogspot.com/), zapraszamy!
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńjak dobrze, że Anna w końcu porozmawiała z Klarą, coś mi się wydaje, ze Konrad jest zazdrosny...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia