czwartek, 5 marca 2015

ROZDZIAŁ 10.


      Przestrzeń tonęła w odcieniach niebieskości – u sufitu, nad łóżkiem Konrada, zaraz nad oknami, paliły się błękitne lampki choinkowe. Na jednej z półek, z rodzaju tych, co nie mieszczą w sobie więcej niż parę książek, stała lampa plazmowa, a amarantowe gluty unosiły się i opadały, zanurzone w przeźroczystej cieczy. Nawet z telewizora sączyło się niebieskawe światło za sprawą bajki, której głównymi bohaterami były roztańczone oraz rozśpiewane ryby.
         Leżałam na sofie w pokoju Konrada. Ręce miałam splecione pod głową, a stopy wystawały poza oparcie – machałam nimi w powietrzu. Byłam sama, gdyż Konrad poszedł odprowadzić Kamila do drzwi. Ja w tym czasie, prócz prozaicznego pływania, wpatrywałam się w sufit, z którego pozdrawiały mnie fluorescencyjne gwiazdy.
      Gdy tylko je ujrzałam, uśmiechnęłam się, nie potrafiąc uwierzyć w to, że ktoś taki jak Konrad, mógł tak ozdobić swój pokój. Próbowałam się doszukać w ich położeniu jakiegoś znaczenia, ukrytych niecenzuralnych słów, ale niestety niczego takiego nie znalazłam. Jak widać, rządził nimi czysty przypadek.
            W końcu z nudów zaczęłam liczyć jaśniejące nad głową punkty. Ledwie doszłam do ośmiu, a do pokoju wszedł mój gospodarz.
            Uniosłam się na łokciach, by wyjrzeć za oparcie mebla. Nozdrzami chłonęłam przyjemny zapach, który unosił się z dwóch kubków trzymanych przez Walczaka.
            – Czekolada z imbirem, miodem i chili, raz! – zaanonsował, niczym rodowity kelner, po czym podał mi kubek, nie szczędząc grymasu obrzydzenia. – Nie wiem, jak możesz to pić – powiedział, a ja, siadając, ustąpiłam mu miejsca. – Czekolada powinna być tylko i wyłącznie czekoladą. Po co ci tam chili? – narzekał.

            – Rozgrzewa – odparłam jak najbardziej poważnie, ale chyba tego nie kupił, bo przypatrywał mi się podejrzliwie.
            – Kosmita z ciebie – odezwał się w końcu.
            Upiłam łyk napoju. Od razu poczułam rozlewające się po moim ciele, przyjemne ciepło. Oblizałam wargi, delektując się smakiem.
            – Dziękuję – powiedziałam, unosząc kubek z wizerunkiem skunksa z kreskówki Happy Tree Friends.
            Zdążyłam już przywyknąć, że Walczak tam, gdzie tylko mógł, upychał ilustracje komiksowych, czy bajkowych postaci. Moim zdaniem miał na tym punkcie totalnego świra. Rysunkowe twarze patrzyły z kubków, zeszytów, obudowy laptopa, koszulek, i niejednokrotnie z bielizny, którą miałam nieszczęście parę razy zobaczyć.
            – Rozumiem, że będziesz milczeć, jak grób? – spytał po chwili Konrad, wlepiając we mnie te ciemne, niczym dno jeziora, oczy.
            – Na temat czego? – spytałam, zupełnie nie mając pojęcia, o co mu chodziło.
            – Anny. Przyszłaś tu, bo się pokłóciłyście. Przynajmniej Kamil mi tak powiedział, gdy się rozłączył, po tym jak do niego zadzwoniłaś. A jak na razie to słowem się nie odezwałaś na ten temat. Myślałem, ze jak Kamil wróci do domu, to wtedy…
            Widząc jego minę, zrozumiałam. On myślał, ba, był pewny, że wolałam Kamila od niego. Co za absurd.
            – Konrad… – Niemal jęknęłam zrezygnowana. – To nie tak. Po prostu w waszym towarzystwie zapomniałam o tej sprawie – zreflektowałam się, odłożywszy kubek na stolik. – Wcale nie chodzi o Kamila, czy co tam sobie ubzdurałeś w tej wielkiej głowie – dodałam, kładąc mu przyjacielsko rękę na ramieniu.
            Konrad powoli pokiwał głową, jakby trawił moje słowa, doszukując się w nich drugiego dna. Najwidoczniej, był w tym dobry, bo od razu przypuścił, świadomy czy nie, atak.
            – Jest już po dwudziestej drugiej, więc co tu jeszcze robisz? – spytał, patrząc na mnie wymownym spojrzeniem, którego do końca nie rozumiałam.
            – Siedzę w przytulnym pokoju, piję wyśmienitą gorąca czekoladę i rozmawiam z przyjacielem. To robię, Konrad – powiedziałam ostro, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. – Ale jak tak bardzo ci przeszkadzam, to proszę, mogę sobie iść. – Dla podkreślenia słów, wstałam i już miałam obejść sofę, gdy Walczak złapał mnie za przegub.
            Wbiłam w niego zeźlone spojrzenie.
            – Nigdy nie powiedziałem, że mi przeszkadzasz – powiedział łagodnie, zupełnie ignorując, fakt, że właśnie mordowałam go wzrokiem.
            Westchnęłam zrezygnowana i wyszarpnęłam ramię z uścisku.
            – Spoko – burknęłam pod nosem, siadając na miejscu i biorąc kubek do ust.
            Paroma haustami wypiłam jego zawartość, pragnąc, by zawarta w czekoladzie magia i słodycz, zaczęły działać kojąco, dawkując mi przyjemność.
            Ukradkiem zerknęłam na Walczaka.
            Siedział po turecku, w dłoniach trzymając żółty kubek z Johnnym Bravo, a oczy miał wlepione  w ekran, gdzie cała populacja kolorowych rybek odśpiewywała jakąś durną piosenkę.
            Uśmiechnęłam się do niego półgębkiem, jednak on tego nie zauważył. Spuściwszy głowę, odezwałam się pod nosem:
            – Poszło o to pudło, w którym są dokumenty Anny. – Na dźwięk mojego głosu Konrad od razu przeniósł całą swoją uwagę na mnie. – Gdybyś tylko widział jej wzrok, gdy na mnie patrzyła…
            Opowiedziałam mu wszystko. Jednak ja, jak to ja, nie byłabym sobą, gdybym siedziała w jednym miejscu. Wszystko przeżywałam mocniej, więc i moją opowieść, zamiast siedząc na tyłku, opowiadałam gwałtownie gestykulując rękoma i chodząc wokół sofy, niczym zaszczuty pies po kojcu. Zdradziłam mu nawet treść moich koszmarów, zostawiając dla siebie ten, o Kamilu. Jakaś część mnie, czuła, że lepiej, by Konrad o tym nie wiedział. Gdy mówiłam, a słowo za słowem opuszczało moje usta, czułam się, jakbym miała zostać za chwilę rozstrzelana.
            W końcu mocne szarpnięcie spowodowało, że zatrzymałam się w połowie kroku.
            Obróciłam głowę i natknęłam się na Konrada, wpatrującego się we mnie z cieniem niepokoju wypisanym na twarzy.
            – Uspokój się – powiedział w taki sposób, w jaki przemawia się do rannego, szamoczącego się ptaka.
            Dopiero te słowa sprawiły, że na powrót zapałam kontakt z rzeczywistością i odzyskałam kontrolę nad ciałem.
            Poczułam piekący, szalejący oddech, suchość w ustach i dudniące w uszach serce. Doskonale znałam ten stan: początek histerii.
            Jak worek z mąką zwaliłam się na podłogę, siadając po turecku, martwym spojrzeniem wpatrując przed siebie. Kątem oka zarejestrowałam, poruszające się nogi, które stanęły przede mną, a potem usiadł przede mną Walczak.
            – Myślałaś nad tym, by z kimś porozmawiać? – wydusił z siebie pytanie, zamykając w swoich dużych ciepłych dłoniach, moje zimne palce.
            – Przecież rozmawiamy – odparłam po dłuższej chwili, dając sobie czas na unormowanie oddechu. – Rozmawiam z tobą, Kamilem… mam kontakt z innymi ludźmi. Tomek, Długi, Woju… Deus – zaczęłam wymieniać, a przy ostatnim imieniu, skrzywiłam się i drgnęłam, jakbym strącała z siebie robactwo. – Uspołeczniłam się – dodałam, z nikłym uśmiechem.
            Westchnienie Walczaka na moje słowa nie wróżyło niczego dobrego.
            – Miałem na myśli kogoś, kto mógłby ci pomóc – sprostował.
            Skrzywiłam się, pojmując o co mu chodziło.
            – O, nie! – warknęłam, wyrywając dłonie z ciepłego schronienia i zagroziłam chłopakowi palcem wskazującym. – Nie będę gadać z jakimś pokręconym kimś w białym fartuchu – powiedziałam naprędce, kręcąc paluchem w powietrzu.
            Konrad zaśmiał się, wpatrując się z pobłażliwością w mój wystawiony palec. Na momencie zrobiło mi się tak głupio, że powoli zgięłam kikuta, i zaciskając pięść, ukryłam dłoń za plecami, czując palące na policzkach rumieńce.
            Czasem wychodziło że mnie nieznośne dziecko.
            – To nie miał być atak – zaczął niewinnie, choć zapowiadało się na dłuższa pogadankę.
            Już nie raz mi je fundował. Zachowywał się wtedy jakby samozwańczo ogłosił się moim straszmy bratem, opiekunem, czy kimś w tym rodzaju. Nie raz doprowadzało mnie to do szału, a czasami byłam mu za to wdzięczna.
            – Strzelaj – powiedziałam, prowokacyjnie rozpościerając ramiona.
            – Co tu ukrywać. Martwimy się o ciebie.
            My? Masz niewidzialnego przyjaciela? – spytałam, niepoważnym tonem głosu.
            – Miałem na myśli siebie i Kamila – wyjaśnił z westchnięciem irytacji.
            – W takim razie dziękują za troskę, ale naprawdę, nie jest ona mi potrzebna – odparłam uszczypliwie, krzyżując ręce na piersi i nadymając usta.
            – Czyżby? – Konrad spojrzał na mnie z wysoko uniesionymi brawami, co powodowało, że na czole tworzyły mu się śmiesznie wyglądające zmarszczki. – Łatwo się denerwujesz, za łatwo. Źle sypiasz, co widać, gdy tylko się na ciebie spojrzy. Tych sińców pod oczami mógłby się nawet powstydzić Kamil , ale on je ma z powodu choroby.
            – Bezsenność to też choroba – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Poza tym, to co wymieniłeś, to jeszcze nie powody, by mnie wysyłać do cholernego psychiatry – zbagatelizowałam, mimo że doskonale zdawałam sobie sprawę, iż byłam w totalnej rozsypce, ale zwyczajnie nie chciałam się do tego przyznawać.
            – A te ataki? Histerie, bezdechy, tracenie kontaktu z rzeczywistością? – bombardował mnie zarzutami w taki sposób, jakiego nienawidziłam.
            Czułam się wtedy osaczona i atakowana. Jednak rozumiałam Konrada. Martwił się, a  poznał mnie już na tyle, iż wiedział, że ze mną trzeba było postępować twardo. Szczególnie wtedy, gdy wzbraniałam się przed czymś rękoma i nogami. Prośby, groźby i błagania spływały po mnie jak woda po kaczce. Najlepszy był atak, może i na chwilę mnie blokował, ale, w końcu sprawiał, że mogłam się otworzyć. Wiedziałam, od początku tej rozmowy, że to nie ten dzień, ale kiedyś na pewno poproszę o pomoc, o ile zdobędę się na odwagę, by wyciągnąć dłoń.
            – Często bujam głową w chmurach – odpowiedziałam z najpiękniejszym uśmiechem, na jaki tylko było mnie stać, byleby tylko dać Konradowi powód, aby się ode mnie odczepił.
            – Klaro, to nie jest bujanie w obłokach! – powiedział ostro, patrząc na mnie wzrokiem, którego nigdy wcześniej nie widziałam.
            Był przerażony. Dlaczego to właśnie on bał się o mój stan, a mi było to obojętne? Czy naprawdę było ze mną tak źle?
            Ignorowałam własne zdrowie odkąd ich miałam. Z Konradem i Kamilem było mi łatwiej. Przy nich się uśmiechałam, z nimi obce osoby nie były mi straszne, sprawniej funkcjonowałam między ludźmi.
            – Z wami jest mi dużo łatwiej – powtórzyłam własne myśli na głos.
            Wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Starałam się ukryć cień, czający się w moich, jak własne ręce za plecami. Serce uderzało mi coraz mocniej, a w gardle narastała nieprzyjemna gula, zupełnie jakbym się bała, o co Konrad mnie zapyta.
            – A bez nas?
            – Bez was? – wyszeptałam, spuszczając wzrok.
            Bez was byłam wrakiem człowieka. Pustą ponad wieczną skorupą, w której od dawna nikt nie mieszkał. Bez was codziennie rozpadałam się na miliony szklanych, kruchych kawałków, co uderzając o podłogę, roztrzaskiwały się w pył, czemu towarzyszył niewyobrażalny ból. Jednak nie bolała mnie głowa, noga, czy ręka. Bolało mnie wszystko, co było nienamacalne. Bolało mnie wyimaginowane serce. Coś je rozrywało ogromnymi szponami zanurzonymi w truciźnie, rozkładającej tkanki, a z każdą kolejną, głęboka raną, wykrwawiałam się do środka. Bez was krzyczałam przez sen. Zdzierałam struny głosowe w agonii, tak, że gdy się w końcu wybudzałam z koszmaru, nie byłam w stanie wydać z siebie nawet najcichszego dźwięku. Bez was, zamykając oczy, jedyne o czym marzyłam, to ukojenie. Bez was zostawała nicość, wybrukowana żalem, żałobą, gniewem i niewyobrażalną bezsilnością.
            Zacisnęłam mocniej pięści, a paznokcie wbiły mi się w delikatną skórę. Podniosłam wzrok, by spojrzeć w czarne oczy Walczaka.
            – Bez was też jest ok – odpowiedziałam.
            Konrad patrzył na mnie bez przekonania. Miałam wrażenie, że mnie przejrzał, ale to byłoby niemożliwe. On nie miał takiego rentgena we wzroku, jak Kamil który spostrzegłby drugie dno w pustym wiaderku.
            Po chwili, która trwała zaledwie parę sekund, ale mi się dłużyła w nieskończoność, wstał. Przez moment, zdawało mi się, że zostanę wyproszona, ale on tylko wziął kubki ze stolika i powiedział:
            – Zrobię coś do picia, masz na coś ochotę?
            Z ulgą zadarłam głowę.
            – Mogę zostać na noc? – Sama nie wiedziałam, czemu akurat to pytanie padło z moich ust.
            – A Anna?
            – Ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w tym mieście są tylko dwa miejsca, gdzie mogłam się zaszyć – odparłam, wstając z podłogi.
            Czułam, jak tysiące mrówek, stworzonych w mojej wyobraźni, spacerowało wzdłuż odrętwiałych nóg. Potrząsnęłam to jedna, stopą, to druga, chcąc jak najszybciej pozbyć się nie przyjemnego doznania.
            – Mam tylko jedno łóżko – powiedział prowokacyjne.
            Spojrzałam na niego zdumiona, tym ukrytym dowcipem, który wydał mi się niesmaczny.
            – Niedoczekanie twoje – żachnęłam się. – Poza tym, zdążyłam się zaprzyjaźnić z kanapą – dodałam, klepiąc pieszczotliwie oparcie mebla.
            – Żartuję… – Konrad przewrócił oczami, po czym zaczął zmierzać w kierunku drzwi. – Śpisz na łóżku i koniec dyskusji – rozkazał. – Jak chcesz się przebrać, to wybierz sobie coś z komody i skorzystaj z tego, że będę w kuchni.
_____

Leżeliśmy na niewyobrażalnie miękkim łóżku Konrada. Już dawno miałam iść spać, a Walczak pójść do innego pokoju, ale, jak tylko zaczęliśmy gadać pod osłoną nocy, nasze plany spełzły na drugi plan.
            Wpatrywałam się w Konrada, któremu od ponad trzydziestu minut nie zamykała się jadaczka. Gadał o wszystkim, z przewagą koszykówki przeplataną koszykówką i ulubionymi koszykarzami… tak w ramach odmiany.
            – Ty przynajmniej chodzisz na jakieś masowe imprezy – wtrąciłam, korzystając z chwili, gdy musiał zaczerpnąć powietrza.
            Spojrzała na mnie unosząc ciemne brwi.
            – Jak to? – spytał, nie kryjąc zdziwienia.          
            – Taka biedna i szara mysz, jak ja, nie miała nawet co marzyć o festiwalach, koncertach, czy meczach. Nie mówię, że nie było mnie na nie stać. Po prostu zostałam wychowana w przekonaniu, że pieniądze szczęścia nie dają i można się bez nich obejść – opowiedziałam z dumą.
            – Przeprowadzka do Anny musiała być dla ciebie szokiem, co?
            – To niedomówienie – prychnęłam. – Nie no, byłam kiedyś na koncercie. Wtedy marudziłam ojcu o tym wydarzeniu ponad pół roku, jak tylko się dowiedziałam, że mój ulubiony zespół zagra w Polsce.
            Przymknęłam oczy na samo wspomnienie kolorowych świateł i kojącego głosy wokalisty, płynącego z olbrzymich głośników.
            – I co? – Usłyszałam Konrada.
            – Tata w końcu uległ, jednak zrobił to tylko dlatego, że dzień koncertu przypadał tydzień przed moimi urodzinami.
            – Chyba był surowym facetem – zauważył Konrad.
            – Nie… – zaprzeczyłam. – Owszem, twardo stąpał po ziemi i przestrzegał własnych zasad, ale nie był surowy. Konserwatywny… To byłoby odpowiedniejsze określenie. – Zamilkłam na chwilę. – Ty pewnie tego nie rozumiesz, co? Masz idealne życie, a rodzice pozwalają ci na wszystko.
            Mogłabym przysiądź, że poczułam jak leżący obok chłopak się spiął.
            – Może – burknął, zupełnie bez przekonania. – Owszem, tobie może się wydawać idealne, ale nie mi – dokończył nader poważnym tonem.
            – Zapytałabym, dlaczego tak sądzisz, ale nie chcę wyjść na natręta. Wystarczy, że zajęłam ci łóżko – powiedziałam, siląc się na żartobliwy ton, chcąc rozluźnić atmosferę.
            – Życie to coś, na co nie mamy gwarancji – wyszeptał w półmrok. – To twoje słowa, pamiętasz? – Pokiwałam tylko głową, nawet nie mając pewności, czy w ogóle dostrzegł ruch. – Ja uważam, że każdy kędyś cierpiał, a jeśli nie, to w końcu będzie.
            – Brzmi to tak, jakbyś uważał, że każdy zasługuje na ból.
            – Jedno i drugie nie ma ze sobą niczego wspólnego. Po prostu nie raz się nad takimi sprawami zastanawiałem, obserwując ludzi. Czasem zwracam uwagę na to, co mówią, gdy myślą, że nikt nie słucha. W końcu doszedłem do takiego a nie innego wniosku, szczerze obawiając się, co wszechmocny zgotował dla mnie – odpowiedział.
            – Masz coś na poparcie tej, według mnie głupiej, teorii i własnych obaw? – spytałam buńczucznie, układając się wygodniej w pościeli.
            – Owszem. Kamil jest chory, twoja ciotka poroniła, ty straciłaś ojca, a to tylko przykłady z wąskiego grona osób. Tylko mnie nie spotkała jeszcze żadna tragedia.
            – Lepiej nie wywołuj wilka z lasu, Konrad, bo to nie jest zabawne – powiedziałam, będąc trochę na niego zła.
            Spuściłam wzrok, bo bałam się, że mógł zauważyć żal w moich oczach.
            Wiedziałam, że  Konrad nie miał na celu mnie w jakikolwiek zranić, ale fakt, że użył mnie przeciwko mnie, zabolał.
            – Każdy kiedyś cierpiał – powtórzył swoje słowa, a w jego głosie wyczułam, nie pasujący do jego pogodnej osoby, chłód. – A ja się tego cholernie boję.
            Poruszył się, jakby chciał wyjść z łóżka. Zareagowałam automatycznie. Wyciągnęłam przed siebie rękę, chwytając palcami koszulki na jego plecach.
            – Zostań ze mną – poprosiłam, bojąc się tak jak on, tyle że ja bałam się kolejnych koszmarów.
            Walczak bez słowa wszedł pod kołdrę, a ja od razu przylgnęłam do jego ciepłego ciała. Niemal od razu poczułam, ogarniającą mnie senność, a zmęczenie dało o sobie znać, w postaci coraz bardziej ciążących powiek.
            Moje barki utonęły w objęciu silnego ramienia, a w czubek głowy uwierała mnie broda Konrada. Palcami gładził mnie po włosach.
            –Mówisz, że boisz się cierpienia – zaczęłam szeptem, jakbym bała się, o to, że ktoś mógłby nas podsłuchiwać. – To, co najgorszego… według ciebie, mogłoby cię spotkać? – spytałam, ziewając w połowie zdania.
            Przez parę sekund, gdy już zaczynałam zasypiać, a on zwlekał z odpowiedzią, miałam dziwne wrażenie, że już ją znałam.
            – Za nic w świecie nie chciałbym stracić kogoś, kogo kocham – odparł w końcu z powagą, ale równie sennym głosem.
            – W naszej szkole pełno ładnych dziewczyn, pewnie od dawna… jakaś ci się podoba – majaczyłam.
            – Może – wyszeptał, całując mnie w czubek głowy. – Idź spać.
            – Ale na pewno zostaniesz? – wyjąkałam.
            – Naprawdę musisz pytać?
______________________________________________________
Błędy? Jakie błędy? <rozgląda się wokół, wzruszając ramionami> 
Ten tekst czytałam już tyle razy przed publikacją, że już jestem ślepa
na przecinki, formy zdań i poprawny czas.
Mam nadzieję, że za niedługo dostanę odpowiedź z "betowania"
i opko w końcu będzie miało ręce i nogi.

Dużo Konrada tu... Ale wolę Kamila, a kto jest waszym faworytem?

           
           

11 komentarzy:

  1. Boże tak bardzo chciałabym sklecić jakiś sensowny komentarz, ale nie dam rady wybacz ;(
    Powiem tylko, że podoba mi się ta troska chłopaków. I jestem ciekawa z którym będzie. I co spotka Konrada bo wiem, że planujesz coś dla niego a ja się boję co ;c
    Ah te słodziaki <3 Kocham ich obu i nie potrafię wybrać, którego wolę, wybacz ;_;
    Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie dotarłam, przeczytałam i spróbuję jakoś sensownie skomentować te dwa ostatnie rozdziały. Cieszę się, że Klara zaczęła się integrować z innym ludźmi, a nie tylko z Kamilem i Konradem. Co prawda reszta tej nietuzinkowej, koszykarskiej paczki nie wydaje się jakoś szczególnie interesująca – a sam Deus odrzuca mnie na kilometr, przypomina mi trochę jednego kolesia, który był w Mam Talent i którego znajome z mojego liceum namiętnie słuchały; nie lubię ludzi z takim narzucającym się charakterem. Jednak to zawsze jakiś postęp ze strony Klary. Na razie błogie chwile przerwane są odkryciem owego myszkowania Klary w rzeczach Anny. Nie dziwię się, że jej ciotka tak wybuchowo zareagowała, pewnie po sobie spodziewałabym się takiego samego zachowania. (Choć trzeba było te rzeczy skryć skrzętniej). Jestem ciekawa, co będzie z nimi dalej. Przez jakiś czas zapewne Anna będzie unikać Klary albo przynajmniej zachowywać się chłodniej wobec niej. Ech, zobaczymy.

    Ach, Klara ma szczęście, że ma takiego Konrada i Kamila, którzy w każdej chwili potrafią udzielić jej wsparcia moralnego. (I przynieść czekoladę z chili, którą osobiście uwielbiam <3). Z jednej strony te rady odnośnie psychologa są trafne, ale z drugiej sama też niechętnie rozważałbym taką propozycję. Co prawda – za granicą pójście do psychologa, to nic strasznego, ale w naszych realiach, jeśli komuś powiedziałoby się o takiej wizycie, w większości przypadków dana osoba zostałaby zaszufladkowana w czyichś myślach jako psychol. Podobała mi się ta ostatnia rozmowa Konrada z Klarą, chyba była jednym z ciekawszych momentów Twojego opowiadania. Aż mnie nachodzą myśli, jakież to przykrości przygotowałaś dla Konrada w przyszłych rozdziałach. Podejrzewa, że ten dialog jest delikatną zapowiedzią, iż mam się przygotować na to psychicznie. ;x W ogóle, czy Klara przypadkiem nie wcisnęła go już do strefy friendzone? Biedak, zanim się zorientuje, już stanie się dla niej aseksualny, jeśli już to się nie stało. c;

    A tutaj błędy, jakie mi się udało wywęszyć;
    DZIEWIĄTKA:
    „nie dać im dość do naszej świadomości” – dojść
    „kalendarza z Kwietnia, zmieniała się na Maj” – miesiące z małej litery, chyba że to Twój koncept.
    „nie ulegający żądnym zmianom” – nieulegającym
    „zalana lodowatym, lepkim potem” – częściej jest się zlanym potem, ale w sumie zalana też może być.
    „Nie miałam pojęcia kto wygrywał” – zagubiony przecinek przed „kto”
    „Naprawdę wyglądał jak zadowolony Retriever” – raczej retriever z małej litery, ale dużą dałoby się wybronić.
    „widząc jak pogonił ze szczerym” – zgubiony przecinek przed „jak”
    „uśmiechem i nie wymuszoną” – niewymuszoną
    „ręcznika, czy czekoladowego batona” – w tym wypadku bez przecinka
    „Mimo, że” – również zbędny przecinek
    „Nawet mieszkając po drugiej stronie korytarza musiała słyszeć moje wrzaski” – przecinek po „korytarza”
    „puki sama nie” – póki
    „zamajaczyła coś niezrozumiałego pod nosem” – zamajaczyła pod nosem? Dziwnie to brzmi.
    Jeszcze mam parę wątpliwości, co do przecinków, ale to musisz sobie sama przejrzeć, bo alfą i omegą w tym aspekcie nie jestem. (Najchętniej wstawiłabym wszędzie przecinki ;x).

    DZIESIĄTKA:
    „. Ja. w tym czasie, prócz prozaicznego pływania” – Cóż tu robi zapodziana kropka?
    „odparłam jak najrzadziej poważnie” – zgrzyta mi
    „przywyknąć, ze Walczak tam” – że
    „komiksowych, czy bajkowych postaci” – chyba zbędny przecinek
    „Rozumiem, ze będziesz milczeć, jak grób?” – że
    „Myślałem, ze jak Kamil wróci do domu” – to „że” w tym rozdziale widocznie Cię nie kocha. ;x
    „Ale jak tak bardzo Ci przeszkadzam, to proszę, mogę sobie iść” – ci
    „Nigdy nie powiedziałem, ze mi przeszkadzasz” – że
    „chcąc by zawarta” – przecinek przed „by”
    „Poszło o te pudło” – to
    „czuła, ze lepiej” – że
    „czułam się jakbym miała być za chwilę rozstrzelana” – przecinek przed „jakbym”
    „ze na czole tworzyły mu się śmiesznie” – że
    „mnie zarzutami w taki sposób jakiego nienawidziłam” – przecinek przed „jakiego”
    „było by niemożliwe” – byłoby

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „ Czułam jak tysiące mrówek stworzonych w mojej wyobraźni spacerowało” – przecinek po „czułam”
      „musiała byś dla ciebie szokiem” – być
      „kogoś kogo kocham” – przecinek po „kogoś”.

      Pozdrawiam,
      Alathea

      Usuń
    2. Masz czujne oko. Dzięki za wyłapanie tych błędów. Od razu je poprawiłam, jak tylko przeczytałam Twój komentarz.

      Co do Konrada - tak, lepiej się przygotować psychicznie na... HA! Nie powiem :D

      Usuń
  3. Po tak długim czasie nieobecności wreszcie udało mi się dotrzeć i do Twej twórczości. Niestety nie mam zbyt dobrych wiadomości, komentarz będzie krótki, jak na mnie, naprawdę. W ogóle jest mi wstyd, że tak długo nie mogłam tego przeczytać.
    Uwielbiam to opowiadania, przyciąga mnie, bo jest tu tak dużo mojej osoby, choć Ty nie masz o tym pojęcia. Cieszę się, że Klara znalazła przyjaciół, ja jakoś na swoich muszę poczekać. Albo po prostu jestem typem samotnika, który dodatkowo jest aspołeczny. Z psychologiem nie miałam styczności i jakoś nie potrafię być wobec takiej osoby obiektywna. Odpycha mnie czymś od siebie, ale zupełnie nie potrafię zdefiniować czym. Porównanie do kosmity kocham, co doskonale wiesz. Czekolada z chilli i imbirem, chętnie bym jej spróbowała. Nieważne, że to puste kalorie, pójdzie w cycki. A przynajmniej mam taką nadzieję.
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. No i zapomniałam wspomnieć o szablonie!
    Jest przecudny, napisy w języku angielskim zawsze mnie zachwycają, a do tego lustro, dziewczyna i w tle las. Uwielbiam szablony Twojego autorstwa! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dee! <3 Jak mi Ciebie brakowało, nawet nie masz pojęcia, dziewczyno. Chyba byłaś zmęczona, jak pisałaś komentarz,co? ;) w tym lustrze jest ocean, a nie las :D Ale to tylko taka mała różnica. Cieszę się, że żyjesz. Mam nadzieję, że w końcu mi odpiszesz na maila :) Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Masz rację, nie mam pojęcia, ale teraz już wracam i mam nadzieję, że na długo zostanę. Jak widać, byłam bardzo zmęczona, ale nie dość, by go sobie odpuścić. Żyję, żyję i właśnie zaczynam odpisywać na maila :>

      Usuń
  5. Oh, nasz wspaniały koszykarz jest i moim faworytem!
    Chyba zawsze sportowy, zawsze uśmiechnięty facet będzie bardziej atrakcyjny. Aczkolwiek uważam, że do Klary bardziej pasuje Kamil.
    Tak bardzo lubię tu przychodzić, wiesz? Czytając Twoje słowa wracam pamięcią do własnych czasów gimnazjalnych. Masz tak młodych bohaterów. To wspaniała podróż wstecz.
    Chcesz mi powiedzieć, że i jeden i drugi będzie kochał się w głównej bohaterce? Jeżeli cały scenariusz dokładnie ma tak się potoczyć to naprawdę nie mogę się już doczekać.

    Ah i trochę prywaty. U mnie w końcu znalazło się coś nowego.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. No rozdział cudowny, rany boskie, muszę poszerzyć swój słownik, bo powoli brakuje mi argumentów na opisy Twoich tekstów :P z ubolewaniem zbliżam się do ostatniego, 11 rozdziału, mam nadzieję, że kolejny niedługo? :>

    Jeżeli chodzi o moją ulubioną postać, to chyba Kamil, zdecydowanie. ;) Konrad wydaje mi się być kochany i w ogóle, ale zawsze miałam ciągoty do takich tajemniczych milczków :D (powaga, od zawsze XD)

    Niezmiernie podoba mi się opis sytuacji, kiedy Klara zostaje sama i to jej 'bez was też jest ok'.
    Ha, chyba ktoś tu się zakochał. Update'uje zakończenie w mojej głowie tego opka, ciekawam, jak wiele rzeczy się będzie zgadzać :D <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    pięknie, przyszła i się nie wygadała, dopiero Konrad wyciągnął z niej wszystko :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Proszę wyrażać się w sposób kulturalny. Za każdy komentarz dziękuję.