czwartek, 5 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 1.



Gdy stałam pośrodku korytarza mojej nowej szkoły, rozglądając się, targały mną różne uczucia. Ogarnęło mnie przerażenie, kiedy patrzyłam na te wszystkie nowe, roześmiane, zupełnie mi obce twarze. Czułam się zagubiona, otoczona murami nieznanego mi jeszcze budynku. Wszystko było dla mnie nowe. Wydawało mi się jakbym dopiero co się urodziła, nie mając pojęcia jak się zachować, co robić, gdzie iść, o co pytać.
Przez duże okno na końcu korytarza wpadło słoneczne światło, odbijając się od wyczyszczonych, szarych podłogowych płytek. Zmrużyłam oczy, chcąc je ochronić przed intensywnymi promieniami. Odwróciłam głowę, spoglądając na beżowo-żółte ściany, przyprawiające mnie o mdłości. Z całego serca nie cierpiałam żółtego koloru. Na szerokich parapetach obszernych korytarzowych okien przesiadywały uczennice, zalotnie zakładając nogę na nogę, szczebiocząc do rozmawiających z nimi chłopaków. Pokręciłam zniesmaczona głową.
Nie to żebym była święta, po prostu mnie to irytowało. W każdej mijanej przeze mnie twarzy widziałam potencjalnego wroga, w każdym uśmiechu litość, tak jakby wszyscy potrafili wejść do mojej głowy i odczytać krzywdę, jaka mnie spotkała. Miałam tego dość. Mojego załamania nerwowego, irytacji na otaczający mnie świat oraz palącej mnie od środka złości, która nie pozwalała racjonalnie myśleć.
Zaczesałam lewą dłonią kosmyk kasztanowych włosów za ucho, a prawą poprawiłam plecak, który był nienaturalnie lekki. Czemu tu się dziwić? W końcu ciotka nie pozałatwiała jeszcze wszystkich spraw związanych ze szkołą, co za tym idzie podręczników. W taki oto sposób byłam wyposażona tylko w  jeden zeszyt oraz piórnik. Prawda była taka, że nie powinno mnie tu być. Miałam zacząć lekcje od poniedziałku, a dzisiaj była środa. Jednak w domu dostawałam szału. Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Na parterze, gdzie znajdował się dość duży salon oraz kuchnia i toaleta dla gości, snułam się jak cień pomiędzy pomieszczeniami. Gdy miałam dość zapachu cynamonu panującego w domu ciotki, wychodziłam do małego ogrodu. Ogród to i tak zbyt dużo powiedziane. Był to mały kawałek trawy o wymianach pięć metrów na trzy otoczony białym płotem zbudowanym z szerokich desek. Pośrodku trawnika ustawiono okrągły wiklinowy stolik, duży przeciwsłoneczny parasol, podobny do tych, jakie się widuje w knajpkach, cztery krzesła, pasujące do stolika i tyle. Nic więcej.

Westchnęłam, czując kolejne już szturchnięcie w ramię. Uczniowie zdawali się mnie nie zauważać. Zupełnie jakbym była niewidzialna. Co chwilę ktoś mnie trącał, ignorując, nie wypowiadając głupiego „przepraszam”. Objęłam ramiona i przygryzłam wargi.
Spojrzałam w bok na gablotę informacyjną, w której była wywieszona lista, gdzie znajdowały się poszczególne gabinety, pracownie oraz klasy lekcyjne. Podeszłam do niej z zamiarem odszukania pokoju dyrektora. Przesuwałam palcem po zimnym szkle, starając się zapamiętać jak najwięcej informacji. Sala biologiczna: pierwsze piętro, klasa numer dwadzieścia trzy. Sala chemiczna zaraz obok, dalej pracownia fizyczna. Całe pierwsze piętro zajmowały specjalistyczne pracownie, dopiero od drugiego zaczynały się normalne klasy lekcyjne, każda przydzielona osobnej grupie. Gdy moje oczy w końcu odszukały napis DYREKCJA, zobaczyłam w szybie odbicie zmierzającego w moją stronę chłopaka.
Odwróciłam się od gabloty, zerkając w jego kierunku. Schodził po schodach, a każdy usuwał mu się z drogi. Był bardzo wysoki – wzrostem przewyższał większość mijanych uczniów. Szedł lekko zgarbiony z dłońmi wpuszczonymi w kieszenie jeansowych spodni. Grzywka czarnych włosów opadających na czoło rzucała cień na jego twarz.
Chłopak musiał wyczuć, że się mu przyglądałam, bo sekundę później jego spojrzenie skrzyżowało się z moim. W jego oczach, które miały ten sam kolor co włosy, dostrzegłam dziwny błysk. Był bardzo pewny siebie – jak dla mnie, aż nadto. Nie wiem, czy mi się przywidziało, czy nie, ale mogłabym przysiąc, że się do mnie uśmiechnął w momencie, gdy przechodził obok.
Ten gest, może i wykreowany przez moją wyobraźnię, sprawił, że na moich ustach zagościł delikatny uśmieszek. Pomyślałam, że to może nie będzie tak koszmarny dzień.
Spojrzałam za jego oddalającą się sylwetkę, która coraz bardziej zaczęła tonąć w tłumie uczniów. Widać moje spojrzenie miało w sobie moc, bo chłopak obejrzał się. Zauważył, że go obserwowałam. Uśmiechnął się szczerze i uniósł dłoń. Już miałam zrobić to samo, gdy ktoś mocno mnie potracił.
– Konrad! Czekaj! – Blondwłosy chłopak, wyższy ode mnie, przebiegł przez korytarz niczym burza pojawiająca się nie wiadomo skąd.
Poczułam, jak moje policzki płoną rumieńcem wstydu, gdy zdałam siebie sprawę, iż ów czarnowłosy młodzieniec nie machał do mnie tylko do tego pojawiającego się znikąd ucznia-widmo.
Przeklinając na siebie w myślach, odeszłam od gabloty, kierując się w stronę schodów. Gdy pokonałam dwa pietra, zielono-biała strzałka z czarnym napisem poinformowała mnie, że dyrekcja była na końcu korytarza.
Przystanęłam, wyciągając z plecaka teczkę z dokumentami potwierdzającymi przeniesienie, gdy nie wiadomo skąd pojawiła się grupa rozchichotanych dziewczyn. Nie zauważając mnie, lub nie chcąc zauważyć, każda z nich potraciła mnie łokciem, ramieniem, i gdyby mogły, nie pożałowałyby mocnego kopnięcia z kolana.
Teczka upadła mi na ziemię, a zawarte w niej dokumenty rozsypały po podłodze. Nie mając innego wyboru, ukucnęłam z zamiarem pozbierania papierów. Gdy sięgałam lewą dłonią po moje ostatnie świadectwo, przechodzący obok chłopak nadepnął mi na rękę. Obrócił się tylko i niedbale machnął dłonią, dalej prowadząc telefoniczną konwersację.
Załamana siedziałam chwilę na środku korytarza, zastanawiając się, czy może być jeszcze gorzej i wtedy, jak na zawołanie, znajdujący się zaraz nade mną dzwonek obwieścił koniec przerwy, co spowodowało, że na parę sekund ogłuchłam, a przez następną minutę miałam wrażenie jakby tryliony małych dzwonów dźwięczało mi w głowie.

_____

– Przywitajcie nową uczennicę. Nazywa się Klara Kalinowska i od dzisiaj będzie z wami uczęszczała do klasy. Bądźcie dla niej mili. – Starannie wyuczona formułka przeszła przez gardło podstarzałego już nauczyciela, który okazał się moim wychowawcą.
Był to tak przeciętny człowiek, że nawet nie zapamiętałam jego imienia. Gestem ręki zaprosił mnie do sali lekcyjnej mieszczącej się na drugim piętrze na początku korytarza tuż przy schodach. Wkroczyłam do klasy, zaczesując nader rozkapryszone włosy za ucho, i wymówiłam ciche: cześć.
Gdy się wyprostowałam, jedyne co zauważyłam, to czarne oczy wpatrzone w moją osobę i drugie – błękitne, przyglądające się mi z obojętnością.
Od razu w mojej głowie pojawiła się postać wysokiego młodzieńca przechodzącego obok mnie, który był na tyle miły i się do mnie uśmiechnął, podczas gdy inni mnie ignorowali. Chłopaka siedzącego za nim nie rozpoznałam od razu, dopiero po chwili zrozumiałam, że to musiał być ten sam, który mnie potrącił pod gablotą.
– Proszę. – Nauczyciel wskazał ręką w kierunku wysokiego chłopaka, którego nie miałam przyjemności poznać. – Usiądź przed Konradem. Konrad – wychowawca zwrócił się do niego – mam nadzieję, że oprowadzisz nową koleżankę po szkole i otoczysz opieką.
– Oczywiście, proszę pana.
Nie mając wyboru, ruszyłam w kierunku wolnej ławki pod oknem. Gdy tylko usiadłam, poczułam, jak ktoś szturcha mnie w lewe ramię. Niechętnie obróciłam się.
– Nie spotkaliśmy się już kiedyś? Mam wrażenie, że cię już gdzieś widziałem – powiedział czarnowłosy chłopak. – Tak przy okazji, nazywam się Konrad Walczak.
– Klara Kalinowska, ale to już wiesz – odpowiedziałam. – Przed dzwonkiem na lekcje, podczas przerwy, stałam pod gablotą informacyjną na parterze. Mijałeś mnie.
Wychyliłam się trochę w bok, starając się zerknąć w stronę niebieskookiego.
– A ty na mnie wpadłeś.
– Przepraszam. Spieszyłem się – odpowiedział automatycznie uczeń widmo. – Jestem Kamil.
Dalej nie dane było nam porozmawiać, bo nauczyciel zaczął prowadzić lekcje.

5 komentarzy:

  1. Trochę nie moje klimaty więc do treści się nie odniosę, ale z błędów, które rzuciły mi się w oczy:
    "Stałam pośrodku korytarza mojej nowej szkoły. Gdy tak stałam, " - powtórzenie
    "irytacji na ogarniający mnie świat " - może zgrabniej by było otaczający mnie świat
    "Mojego załamania nerwowego, mojej irytacji na ogarniający mnie świat oraz palącej mnie od środka złości, która nie pozwalała mi racjonalnie myśleć." - mojego, mojej, mnie, mnie, mi czyli zaimkoza zaimkozę pogania. Postaraj się część zaimków wyrzucić, na pewno się da a przy takiej ilości to razi przy czytaniu. Zaimkoza jest w całym tekście, to tylko przykładowy fragment
    potracił. - literówka
    "nie machał do mnie tylko, do tego " - przecinek: do mnie, tylko
    "zielono biała strzałka z czarnym napisem poinformowała mnie..." - w tekście pełno jest tego typu określen-opisów okien, drzwi, koloru włosów itp, a dla fabuły i czytelnika naprawdę ne ważne jest jakiego koloru była strzałka albo czy parapet był szeroki. Nie mówię, żeby pozbyć się opisów, ale staraj się pozbywać zbędnych słów, zaśmiecających, nieistotnych dla historii
    Swoją drogą nigdy nie widziałam żeby ludzie zachowywali się w szkole tak oschle w stosunku do nowej osoby, oprócz amerykańskich filmów oczywiście. Nie próbuj robić na siłę amerykańskiej szkółki, skup się na tym co zansz, czyli na polskiej :-)
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Motyw nowej szkoły. Strasznie przywykłam już do czytania opowiadań, gdzie szkoła zawsze jestw stylu amerykańskim. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić tych szarych miejsc, wiesz? Filmy amerykańskie przedstawiają szkołę w tak fantastyczny dla mnie sposób, że jestem nią wręcz urzeczona.
    Dwóch chłopaków i ona. Zobaczymy co z tego wszystkiego wyniknie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podejrzewam, że gdybym była na miejscu Klary, to też wolałabym jak najszybciej zacząć chodzić do szkoły. W ten sposób po tragedii może jakoś zająć swoje myśli i nie musi rozpamiętywać tragiczne wydarzenia. Co prawda - jestem odrobinkę zdziwiona zachowaniem innych uczniów wobec niej. Popychanie na korytarzu? Jeny, w życiu mnie nikt nie popchnął intencjonalnie. Chyba ta szkoła jest jakaś pro-amerykańska, bo takie dziwy właśnie w takich klimatach się dzieją (albo Wrocław jest inny od reszty świata xd).

    Odrobinkę mnie dziwi to, że Klara domaga się jakiegoś zainteresowania od strony uczniów szkoły. Otóż, chodząc do liceum, gdzie sam rocznik ma około dwustu osób, niemożliwym jest to, by wszyscy wszystkich znali albo przynajmniej odróżniali. ;x Na studiach okazało się, że mam na roku chłopaka, który chodził do równoległej klasy w tym samym liceum, a nawet nie zdawałam sobie sprawy z jego istnienia, fajnie wiedzieć.

    Tak czy siak - najbardziej intryguje mnie postać Konrada. Ma w sobie pewną tajemniczość. Za to Kamil jeszcze żadnego wrażenia na mnie nie zrobił. Poza tym widzę, że uwielbiasz imiona na "K". ;p Ja nadużywam tych na "A". ;x

    Dyrekcja? Hm, zwykle częściej spotykałam się z sekretariatami. c;
    (Na koniec nasunęła mi się myśl, po co zapamiętywała rozkład sal, skoro można było zwyczajnie zrobić zdjęcie telefonem ;d).

    Pozdrawiam i życzę udanego Sylwestra!
    Alathea

    OdpowiedzUsuń
  4. Heej!
    Zmienię trochę taktykę. Zawsze zaczynam od tego, co mi się nie podoba, ale teraz zrobię na odwrót. Po pierwsze ze wszystkich blogów ten jest najładniejszy. Nie, żebym w czymkolwiek Ci ujmowała, dobrze wiesz, jak jest, po prostu jest taki elegancki i przejrzysty. Minimalizm, a jakiego dodaje uroku. Kolorystyka świetna, wszystko takie stonowane i cudowne.
    Jestem ciekawa jakie będą wykreowane przez Ciebie postaci.

    Co mi się rzuciło w oczy to taka sprawa (uwaga, logic mode on). Na początku Klara jest bardzo niepewna, wręcz zniechęcona. Widzi we wszystkich wrogów, przeżyła pewnego rodzaju załamanie nerwowe, a za jednym spojrzeniem nieznanego faceta uśmiecha i zmienia zdanie o całym dniu.
    Tzn. no nie wiem, nie przeżyłam niczego podobnego, mogę się domyślić jak jest. Pewnie od przeprowadzki nie minęło dużo czasu, więc wszystko jest świeże, jej uczucia itd. Nowa szkoła we wszystkich (podejrzewam oprócz ekscytujących się szybko ludzi) wzbudza swego rodzaju grozę.
    To, że jest popychana i ignorowana nad wyraz może być swego rodzaju odbiorem subiektywnym, z jej strony. (tak to może widzieć prawda? z uwagi na swoje uczucia troszkę to przerysowuje, i to jest spoko - bo w życiu chyba jednak aż tak nie ma).
    Niemniej nie wierze, że by tak zwróciła uwagę na tego chłopaka po jednym razie - mógł przyciągnąć jej wzrok, ale że jest raczej smutna/zdołowana, nie sądzę, że w sekundę poprawiłby jej humor - choćby lekko zmienił zdanie na temat dnia. Normalny człowiek, pewnie by go olał :D
    Później jakby jest wytłumaczone, że zwróciła na niego uwagę, bo się do niej uśmiechnął - trochę to jednak przeczy sobie. Bo z jednej strony wydaje się, że nie chce towarzystwa, ludzie ją irytują. Z drugiej strony jednak szuka poklasku.

    To tyle! czytam dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    co za ludzie, nie lubię takich, którzy myślâ, że są pempkiem świata, Konrad i Kamil wydają się dość mili...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Proszę wyrażać się w sposób kulturalny. Za każdy komentarz dziękuję.