czwartek, 5 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 2.


Zrywający się co chwilę wiatr porywał z drzew płatki kwiatów drzew owocowych, które w świetle popołudniowego słońca zdawały się niczym śnieg nie z tego świata. Jednak ludzie przestali dostrzegać takie rzeczy,  oślepi na otaczające ich piękno. Coraz rzadziej można było zauważyć przystającego przechodnia, który z nieukrywanym zachwytem na twarzy przypatrywałby się miasteczku, tonącemu w bieli i różu. Tym bardziej ja musiałam się wydawać przechodniom szalona, gdy tak stałam na chodniku, obserwując, jak pomiędzy alejkami w parku tańczyły na wietrze kwiaty.
Do niedawna zachowałabym się tak jak ci, którzy mnie teraz mijali. Rzuciłabym pobłażliwe bądź litościwe spojrzenie, zaśmiała się pod nosem i dodała jakiś uszczypliwy komentarz w kierunku przyjaciółki. Wtedy nie zastanawiałam się, co musiało kierować osobą, która mimo śmiechów stała i obserwowała otoczenie. Nie rozumiałam tego aż do dziś.
Wracałam ze szkoły, pogrążona w myślach, gdy wiejący wiatr przybrał na sile. Zerwał większość płatków z drzew, sprawiając, że zaczęły wokół mnie wirować. Wpierw to zignorowałam, w końcu to nie był dla mnie nowy widok, gdy jeden niesforny płatek trafił mnie w oko, uniosłam głowę. Nie wiedziałam czemu, widok tańczących w powietrzu drobinek zrobił na mnie takie wrażenie, że musiałam rozejrzeć się wokół.
Dopiero wtedy spostrzegłam, co tak naprawdę mnie otaczało. Mimo że ledwo co się wprowadziłam, nie zadałam sobie trudu, by przyjrzeć się nowej okolicy. Zupełnie ją zignorowałam. Wydała mi się szara i ponura niczym okładka książki, która nie zachęca do zagłębienia się w treść.
Mały płatek otworzył mi oczy na kolory otaczającego mnie świata. Zupełnie, jakby w momencie zderzenia z moim okiem szara okładka została otworzona, ukazując bogate w piękne i barwne obrazy wnętrze. Szarość dnia codziennego zmieniła się w grafitowe płyty chodnikowe, mieniące się delikatnie w słońcu. Nudna na pierwszy rzut oka okolica wypełniła się dziećmi, wzbogacającymi przestrzeń beztroskim śmiechem. Parę rzędów, przedtem dla mnie zbutwiałych, chaszczy okazało się zadbanym parkiem z jasnymi alejkami oraz niebieskimi ławkami. Irytujące od paru dni słońce, odbijając się od okien, pokazało pełnię kolorów domków z sąsiedztwa. Stałam tak, przyglądając się wszystkiemu dookoła, dopóki moje blade usta nie wykrzywiły się w nostalgicznym uśmiechu. Wtedy zrozumiałam, że doceniamy błahe rzeczy, gdy utracimy coś naprawdę ważnego. Smutne było to, że musiał umrzeć mój ojciec, bym mogła spostrzec, ile piękna mnie otaczało.

Zadowolona, już miałam ponowić krok, gdy coś twardego trafiło mnie w głowę. Siła uderzenia była na tyle duża, że zgięło mnie w pół. Miałam wrażenie, jakby mój kark wbił się między łopatki. Sycząc z bólu, poprzez łzy, które momentalnie stanęły mi w oczach, zaczęłam rozcierać bolące miejsce, a przede mną, odbijając się, upadła piłka do kosza.
– Cholera! – Usłyszałam. – Nic ci nie jest?!
– Mówiłem, że to zły pomysł. – Jak z otchłani dotarł do mnie chłodny głos.
Zakręciło mi się w głowie, zatoczyłam się lekko i, w momencie, gdy miałam upaść, powstrzymało mnie stanowcze, jak dla mnie trochę zbyt brutalne, szarpnięcie za łokieć. Nie oponowałam, gdy poczułam ciepło czyjegoś ciała oraz stłumione bicie serca pod materiałem.
– To twoja wina, Konrad.
– Och, zamknij się…

Coś zastukało parę razy. Rozpoznałam w tym dźwięku odgłos łyżki uderzającej o ściankę kubka. Po chwili, jakby z oddali, usłyszałam głos radiowego speakera. Mruknęłam coś niewyraźnie, starając się otworzyć oczy. Gdy to zrobiłam, ujrzałam stłumione światło. Zirytowana sięgnęłam ręką do twarzy. Ze zdziwieniem odkryłam, że miałam na sobie wilgotny ręcznik.
– Klara! – Głos ciotki rozbrzmiał tak gwałtownie, że poczułam się, jakby wbito mi w mózg rozgrzany do czerwoności szpikulec.
Podniosłam się, opierając na łokciu, po czym ze zdumieniem zauważyłam, że znajdowałam się w salonie ciotki.
– Jak się czujesz? Boli cię coś? – Anna zaczęła mnie bombardować pytaniami, stojąc przy końcu czarnej sofy, na której leżałam.
– Trochę… głowa – wyszeptałam, siadając na brzegu mebla.
Oparłam łokcie o kolana a o dłonie czoło, pochylając się przy tym. Zdumiona rozszerzyłam oczy, spostrzegając, że spod stołu widać dwie pary stóp – mniejszych, okrytych białymi skarpetkami oraz większych – czarnymi. Podniosłam gwałtownie głowę, co spowodowało nieprzyjemną falę mdłości, jednak zignorowałam to, wpatrując się w dwóch chłopaków zajmujących fotele naprzeciwko, pod oknem.
– Przepraszam, to ja cię tak urządziłem – burknął cicho wyższy z nich.
Zamrugałam oczami, starając się sobie przypomnieć, skąd ich znałam.
– Cieszę się, że nic ci nie jest – odezwała się na powrót ciotka, kładąc na szklanym stoliku tacę z kubkami, z których unosił się przyjemny zapach zielonej herbaty. – Konrad i Kamil, wracając ze szkoły, grali w piłkę – kontynuowała, zajmując miejsce obok mnie. – Niechcący nią oberwałaś. – Westchnęła, patrząc karcąco na winowajcę. – Nim całkowicie straciłaś przytomność, zdążyłaś wyjąkać, w którym domu mieszkasz.
Siedziałam skołowana, słuchając historii ciotki, przypatrując się to jednemu, to drugiemu nastolatkowi. Konrad, Kamil, Konrad, Kamil… myślałam intensywnie, próbując przypomnieć sobie, skąd znałam te imiona.
– Czy my… – zaczęłam niepewnie.
– Jesteśmy w pierwszej klasie liceum, 1-B. Dzisiaj do nas dołączyłaś – odezwał się właściciel białych skarpetek. – Kamil Kozłowski – powiedział, wskazując na siebie. – A to Konrad Walczak.
– No tak – odparłam, pocierając czoło. – Ty – mówiąc to, wskazałam na Walczaka palcem – mijałeś mnie pod gablotą, a w klasie wychowawca powiedział, bym usiadła przed tobą.
– Jednak nie masz amnezji, co za szczęście – skwitował, sięgając po kubek, na co jego kolega rzucił mu mordercze spojrzenie.
– Miałeś mnie też oprowadzić po szkole – powiedziałam. – Czego nie zrobiłeś – dodałam wrednie.
– Nie dość, że chuligan, to jeszcze olewa obowiązki. – Anna zacmokała z teatralną dezaprobatą.
Zerknęłam na nią z ukosa. Doskonale widziałam, że żartowała. Szczęśliwa, że nic mi się nie stało, całkowicie się rozluźniła. Tylko czemu mnie to tak irytowało?
W tym samym czasie Kamil wstał z miejsca. Posłał mi ciepłe spojrzenie, jednak jego wyraz twarzy pozostał chłodny.
– Jeszcze raz przepraszamy za kłopot – powiedział do mojej ciotki, kłaniając się lekko.
Konrad poszedł w jego ślady, po czym wyszli, odprowadzeni do drzwi przez Annę, a ja zagłębiłam się w sofie, zastanawiając się, jak długo jeszcze będzie prześladował mnie pech.
Ciotka wkroczyła do salonu, łapiąc się pod boki. Długie włosy miała upięte w niedbały kok, z którego uwolniły się pojedyncze kosmyki.
Nie byłam pewna, czy naprawdę się o mnie martwiła, czy tylko udawała przed gośćmi, bo w tamtej chwili uśmiechała się lekko, przyglądając się mi, tak jak ja jej.
– Masz szczęście, że okazali się odpowiedzialni. Ktoś inny mógłby cię zostawić na ulicy – odezwała się bardziej do firanki, którą poprawiała niżeli do mnie.
Ja siedziałam, starając się sobie przypomnieć, kiedy zetknęłyśmy się ze sobą przed pogrzebem ojca. Musiało się to zdarzyć przed śmiercią mojej matki, gdy miałam dwa latka. Pamiętam, że kiedyś, bardzo dawno temu, jak oglądałam rodzinne fotografie, natrafiłam na zdjęcie, na którym mama trzymała mnie na kolanach, obok niej siedziała babcia Mirka, a obie kobiety obejmowała dorosła już dziewczyna. Ojciec, spytany o to, kto widniał na fotografii, odparł, że jego młodsza siostra. Jednak ja jej nie pamiętałam, a teraz stała tu przede mną, niczym żywcem wyjęta ze zdjęcia. Z ręką na sercu mogłabym przysiąc, że nic a nic się nie zmieniła. Tak jakby te czternaście lat w ogóle nie odcisnęło piętna na jej twarzy, tak bardzo podobnej do mojej.
– Tak – westchnęłam. – Cholerne szczęście – dodałam gorzko, a moje słowa zagłuszył dzwonek do drzwi.
– To do ciebie – powiedziała Anna, uchylając firankę, tak by zerknąć przed dom.
– Do mnie? – zdziwiłam się.
W końcu nie miałam tu przyjaciół czy chociażby znajomych, którzy już po pierwszym dniu w szkole chcieliby mnie odwiedzić. Jak na zawołanie, w mojej głowie pojawił się obraz dwóch chłopaków siedzących w fotelach ciotki, jakby mieli kije od mioteł wciśnięte w tyłki.
Zaśmiałam się pod nosem na samo wspomnienie, po czym wstałam z sofy i ruszyłam do drzwi. Mijając próg salonu, znalazłam się w ciemnym, bambusowym przedpokoju, gdzie przy stopniu oddzielającym tę część od reszty mieszkania, stały równo ułożone buty oraz kapcie dla gości. Zeskoczyłam ze schodka niczym mała dziewczynka i sięgnęłam dłonią miedzianej klamki.
– Cześć, masz chwilę?
Na progu stał Konrad. Jego czarne włosy zmierzwione przez wiatr, stały na różne strony. Wymięta marynarka, przyspieszony oddech oraz perlący się na czole pot zdradzały jedno – strasznie mu się tu spieszyło.
– Czego chcesz? – spytałam, zauważając, że pod pachą trzymał dużą, twardą, pomarańczową piłkę zagłady, atakującą bezbronne sieroty.
– Może nie przy otwartych drzwiach? – zaproponował, zaś wzrokiem dał mi znak bym spojrzała za siebie.
W wąskim korytarzu stała Anna. W ręku trzymała lampkę wina, a z jej postawy wyczytałam, że bezwstydnie podsłuchiwała. Gdy moje spojrzenie skrzyżowało się z jej, wzruszyła delikatnie ramionami i wywróciła oczami, zaś z ruchów warg wyczytałam nieme „przepraszam”. Jednak mimo to tylko weszła do kuchni, opierając się o futrynę tak, że widać było jej bark. Pokręciłam głową, w myślach skrupulatnie przeklinając jej zachowanie i wyszłam przed dom, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o nie plecami i utkwiwszy wzrok w pewnym siebie chłopaku, spytałam:
– Przyszedłeś dokończyć dzieła, skoro za pierwszym razem nie udało ci się mnie zamordować?
Konrad zaśmiał się bezgłośnie, unosząc przy tym jeden kącik ust.
– Nie powinnaś więc uciekać? – odpowiedział, podchwytując dowcip.
– Mam takiego pecha, że jeśli ty mnie nie zabijesz, zapewne uciekając, wpadłabym pod miejski autobus – odpowiedziałam chyba nazbyt poważnie, bo nastolatek w moment się zmieszał. – Wybacz, głupi żart – dodałam.
– Spoko, zdążyłem zauważyć, że jesteś strasznie ponura.
– Tak? Ciekawe kiedy? – sarknęłam, nie bardzo wiedząc, o co mogło mu chodzić, że aż się do mnie pofatygował.
– Obserwowałem cię w szkole.
– Mhm… zbierałeś informacje o potencjalnej ofierze. Standardowy schemat. Większość seryjnych morderców tak robi – wypaliłam.
Na moje słowa brwi Konrada powędrowały aż pod linię jego włosów.
– Sorry – mruknęłam. – Nie przywykłam do tego, że ktoś się mną interesuje. Szczególnie tutaj, gdzie na każdym kroku jestem ignorowana, popychana i niezauważana.
– Zauważyłem – powtórzył.
Staliśmy tak przez chwilę w ciszy. Wyglądało to tak, jakby on sam zastanawiał się, po co w ogóle do mnie przyszedł. Jakby po moich wypowiedziach stwierdził, że powinien się wycofać. Tylko pytanie brzmiało: jak zarządzić taktowny odwrót?
– Słuchaj, Klaro… Nie masz jakiejś ksywki, czy coś? Mogę mówić ci po imieniu? – Pokiwałam tylko głową, a on kontynuował: – Głupio mi. W szkole cię olałem, mimo tego co powiedział wychowawca, później omal cię nie zabiłem.
– Zdarza się – rzuciłam.
– Nawet tak naprawdę cię nie przeprosiłem, tylko Kamil się za mnie płaszczył.
– Powiedziałeś „przepraszam” – zauważyłam, przypominając sobie jego pierwsze słowa, gdy się ocknęłam.
– Możesz mieć wstrząśnięcie mózgu, więc spoko, zwykłe „przepraszam” załatwi sprawę – sarknął, wyraźnie rozdrażniony moją postawą.
– To nie tak. Po prostu nie widzę sensu w kajaniu się, skoro to był wypadek. A jak chcesz przeprosić i zadośćuczynić, to następnym razem przywal mocniej – wypaliłam, czując, że zaczynam się irytować, doszukując się w jego zwykłej uprzejmości litości.
Cholerne załamanie nerwowe!
– Czemu tak mówisz? – spytał zszokowany moim zachowaniem. – Co, jakby to usłyszała twoja matka?
– To nie jest moja matka – powiedziałam nad wyraz spokojnie, głosem całkowicie wypranym z emocji. – Przeprosiny przyjęte. Już nie musisz mieć wyrzutów sumienia – dodałam, patrząc mu w oczy dłużej niż miałam zamiar.
Nie wiem, co ujrzał w moich. Czy dostrzegł moje skrywane emocje? Ten żal, ból, rozpacz, które nosiłam w sobie. Dusiłam to, tłamsiłam na dnie serca, nie chcąc pokazywać światu cierpienia, a jednak w tamtej chwili chciałam by ktoś przedostał się przez ten mur, który stworzyłam rzekomo po to, by się chronić.
– Zobaczymy się w szkole – rzuciłam, odwracając się na pięcie.
Gdy miałam nacisnąć klamkę, poczułam jego dłoń zakleszczającą się na moim ramieniu.
Więc to ty mnie uchroniłeś od upadku, przemknęło mi przez myśl, gdy rozpoznałam sposób i siłę z jaką mnie złapał.
– Wpadnij czasem do parku. Codziennie gram tam w z Kamilem w kosza. Jesteś tu nowa… może chciałabyś porozmawiać z kimś w podobnym wieku.
– Może – odparłam, wyszarpując ramię z uścisku, po czym weszłam do domu i biegiem pokonałam schody, kierując się do mojego pokoju.
Czyżby ktoś właśnie naruszył mur i dostrzegł, co kryło się za nim? Tego jeszcze nie wiedziałam, ale mimo to poczułam nadzieję.

6 komentarzy:

  1. Nowi znajomi!
    Miałam tyle pytań związanych z życiem dziewczyny, ale własnie doskonale je rozwiałaś. Chodzi do pierwszej klasy szkoły średniej, jej matka zmarła jak miała dwa latka. Wszystoukłąda się w całość, dlaczego teraz ciotka, a nie mama jest głównym opiekunem. Miło, ze strony chłopaka, ze przyszedł i załatwił sprawę po męsku, mimo że dziewczyna totalnie go olała.
    Kolejny rozdział czeka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyobraziłam sobie scenę, jak Klara podziwia uroki przyrody, a tu nagle konradowa piłka od kosza trafia ją prosto w głowę. Kurczę, taka scena od razu skojarzyła mi się z jakimś anime, które lata temu oglądałam. Swoją drogą, jak Kamil i Konrad grali w tego kosza? Celowali w ludzi. Trzy punkty za głowę, a dwa za samo trafienie w ciało. Ach, albo Klara ma koszmarnego pecha, albo to jakieś fatum. Swoją drogą, ciotka Klary potrafi ustawić ludzi do pionu. Chłopcy przekonali się o tym na własnej skórze. (Nie chciałabym być w ich skórze, gdyby Klarze stało się coś poważniejszego).

    Na razie nic się jeszcze nie dzieje, choć widać, że Klara powoli zdobywa jakichś znajomych (okupiła to bólem, no ale). Jestem ciekawa, jak ta znajomość się rozwinie. Na razie widzę taką relację utworzoną pomiędzy Klarą a Konradem, Kamil jest odrobinkę na doczepkę, ale mam nadzieję, że jakoś fajnie go wykreujesz w następnych rozdziałach. c;

    Strasznie podobała mi się ta końcowa rozmowa, nie ma to jak się dogadać. ;d

    OdpowiedzUsuń

  3. 'Zerwał większość płatków z drzew' - nie do końca rozumiem tych płatów z drzew. Oczywiście moja bujna wyobraźnia od razu rzuciła mi na myśl Cornflakes. Nie jestem pewna - chodzi o płatki kwitnących na drzewach kwiatów? Chyba tyko to pasuje.
    Te wirujące płatki to tak magicznie trochę wokół niej wirowały, jak z animca jakiegoś. <3

    Chwilę zastanawiałam się nad przeżyciami Klary (ps. Klaaro, nie ocenia się książki po okładce, nununu). Pomyślałam sobie, że ludziom w żałobie raczej ciężko docenić piękno świata. Na pewno nie na początku. Myślę, że śmierć bliskiej osoby, początkowo odbiera możliwość widzenia wszystkiego tak, jak to opisałaś jej oczyma. Później jednak zdałam sobie sprawę, że podoba mi się, że potrafi to docenić.

    Liść do oka, piłka w głowę - biedna Klara (powaga, z tym odchyłem w tył po uderzeniu to animek mi stanął zaraz przed oczami :D)

    '– Miałeś mnie też oprowadzić po szkole – powiedziałam. – Czego nie zrobiłeś – dodałam wrednie.' - nie jestem pewna, czy nowo poznani ludzie mówią takie rzeczy sobie. Mówią? ja bym odebrała, że taka osoba jest dość bezczelna. Nawet mnie nie zna, a się tak do mnie odzywa. I w sumie ważniejsze jest dla niej to, że jej nie oprowadził, niż to, że straciła przytomność? W taki sposób gadają starzy kumple, o to mi chodzi.

    'Nie byłam pewna, czy naprawdę się o mnie martwiła, czy tylko udawała przed gośćmi, bo w tamtej chwili uśmiechała się lekko, przyglądając się mi, tak jak ja jej.
    – Masz szczęście, że okazali się odpowiedzialni. Ktoś inny mógłby cię zostawić na ulicy – odezwała się bardziej do firanki, którą poprawiała niżeli do mnie.' - no to jak w końcu, tu się sobie przyglądają, a tu odzywa się jednak do firanki?

    'Zeskoczyłam ze schodka niczym mała dziewczynka' (uwaga, medyczny mod on) - hmmm, dopiero co dostał i była nieprzytomna, podniosła głowę i dostała mdłości (trochę to wygląda jak wstrząśnienie mózgu), a tu już kica jak królik po schodach. No nie wiem...

    'Wymięta marynarka, przyspieszony oddech oraz perlący się na czole pot zdradzały jedno – strasznie mu się tu spieszyło.' - albo był upał na dworze! :D

    'Konrad zaśmiał się bezgłośnie' - no to jest trochę psychopatyczne xD Jak się można śmiać bezgłośnie? Musiał mieć głupią minę i nie wyglądał na zbyt mądrego xD (spróbuj zaśmiać się bez głosu :D)

    No nie no, tak po kilku godzinach już ją obserwował? Jest cudownie i zapowiada się słodziutko, ale kurczę, dlaczego tak szybko?

    'Możesz mieć wstrząśnięcie mózgu' - powinno być wstrząśnienie.

    Bardzo lubię opowiadania, w których złe rzeczy kończą się dobrze. Wierzę, że i tu tak będzie (ha, nawet podejrzewam, jak cała sprawa może się potoczyć - ale milczę i zobaczę, czy miałam rację). Mylę imiona i nie pamiętam, który jest który xD najgorzej.
    Szkoda tylko, że tak to leci - w DA też o tym mówiłam, także wiesz, co mam na myśli <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że możesz się zdziwić, jak się historia potoczy :)

      Usuń
    2. Łaaaa, już mi się podoba <3

      Usuń
  4. Hej,
    och mały wypadek, ale może zapoczątkuje przyjaźń...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Proszę wyrażać się w sposób kulturalny. Za każdy komentarz dziękuję.