Zrywający
się co chwilę wiatr porywał z drzew płatki kwiatów drzew owocowych, które w
świetle popołudniowego słońca zdawały się niczym śnieg nie z tego świata.
Jednak ludzie przestali dostrzegać takie rzeczy, oślepi na otaczające ich piękno. Coraz
rzadziej można było zauważyć przystającego przechodnia, który z nieukrywanym
zachwytem na twarzy przypatrywałby się miasteczku, tonącemu w bieli i różu. Tym
bardziej ja musiałam się wydawać przechodniom szalona, gdy tak stałam na
chodniku, obserwując, jak pomiędzy
alejkami w parku tańczyły na wietrze kwiaty.
Do niedawna
zachowałabym się tak jak ci, którzy mnie teraz mijali. Rzuciłabym pobłażliwe
bądź litościwe spojrzenie, zaśmiała się pod nosem i dodała jakiś uszczypliwy
komentarz w kierunku przyjaciółki. Wtedy nie zastanawiałam się, co musiało
kierować osobą, która mimo śmiechów stała i obserwowała otoczenie. Nie
rozumiałam tego aż do dziś.
Wracałam ze
szkoły, pogrążona w myślach, gdy wiejący wiatr przybrał na sile. Zerwał
większość płatków z drzew, sprawiając, że zaczęły wokół mnie wirować. Wpierw to
zignorowałam, w końcu to nie był dla mnie nowy widok, gdy jeden niesforny
płatek trafił mnie w oko, uniosłam głowę. Nie wiedziałam czemu, widok
tańczących w powietrzu drobinek zrobił na mnie takie wrażenie, że musiałam
rozejrzeć się wokół.
Dopiero
wtedy spostrzegłam, co tak naprawdę mnie otaczało. Mimo że ledwo co się
wprowadziłam, nie zadałam sobie trudu, by przyjrzeć się nowej okolicy. Zupełnie
ją zignorowałam. Wydała mi się szara i ponura niczym okładka książki, która nie
zachęca do zagłębienia się w treść.
Mały płatek
otworzył mi oczy na kolory otaczającego mnie świata. Zupełnie, jakby
w momencie zderzenia z moim okiem szara okładka została otworzona,
ukazując bogate w piękne i barwne obrazy wnętrze. Szarość dnia codziennego
zmieniła się w grafitowe płyty chodnikowe, mieniące się delikatnie w słońcu.
Nudna na pierwszy rzut oka okolica wypełniła się dziećmi, wzbogacającymi
przestrzeń beztroskim śmiechem. Parę rzędów, przedtem dla mnie zbutwiałych, chaszczy okazało się zadbanym parkiem
z jasnymi alejkami oraz niebieskimi ławkami. Irytujące od paru dni słońce,
odbijając się od okien, pokazało pełnię kolorów domków z sąsiedztwa. Stałam
tak, przyglądając się wszystkiemu dookoła, dopóki moje blade usta nie
wykrzywiły się w nostalgicznym uśmiechu. Wtedy zrozumiałam, że doceniamy błahe
rzeczy, gdy utracimy coś naprawdę ważnego. Smutne było to, że musiał umrzeć mój
ojciec, bym mogła spostrzec, ile
piękna mnie otaczało.
Zadowolona,
już miałam ponowić krok, gdy coś twardego trafiło mnie w głowę. Siła uderzenia
była na tyle duża, że zgięło mnie w pół. Miałam wrażenie, jakby mój kark wbił
się między łopatki. Sycząc z bólu, poprzez łzy, które momentalnie stanęły mi w
oczach, zaczęłam rozcierać bolące miejsce, a przede mną, odbijając się, upadła
piłka do kosza.
– Cholera! –
Usłyszałam. – Nic ci nie jest?!
– Mówiłem,
że to zły pomysł. – Jak z otchłani dotarł do mnie chłodny głos.
Zakręciło mi
się w głowie, zatoczyłam się lekko i,
w momencie, gdy miałam upaść, powstrzymało mnie stanowcze, jak dla mnie trochę
zbyt brutalne, szarpnięcie za łokieć. Nie oponowałam, gdy poczułam ciepło
czyjegoś ciała oraz stłumione bicie serca pod materiałem.
– To twoja
wina, Konrad.
– Och,
zamknij się…
Coś
zastukało parę razy. Rozpoznałam w tym dźwięku odgłos łyżki uderzającej o
ściankę kubka. Po chwili, jakby z oddali, usłyszałam głos radiowego speakera.
Mruknęłam coś niewyraźnie, starając się otworzyć oczy. Gdy to zrobiłam,
ujrzałam stłumione światło. Zirytowana sięgnęłam ręką do twarzy. Ze zdziwieniem
odkryłam, że miałam na sobie wilgotny ręcznik.
– Klara! –
Głos ciotki rozbrzmiał tak gwałtownie, że poczułam się, jakby wbito mi w mózg
rozgrzany do czerwoności szpikulec.
Podniosłam
się, opierając na łokciu, po czym ze zdumieniem zauważyłam, że znajdowałam się
w salonie ciotki.
– Jak się
czujesz? Boli cię coś? – Anna zaczęła mnie bombardować pytaniami, stojąc przy
końcu czarnej sofy, na której leżałam.
– Trochę…
głowa – wyszeptałam, siadając na brzegu mebla.
Oparłam
łokcie o kolana a o dłonie czoło, pochylając się przy tym. Zdumiona
rozszerzyłam oczy, spostrzegając, że spod stołu widać dwie pary stóp –
mniejszych, okrytych białymi skarpetkami oraz większych – czarnymi. Podniosłam
gwałtownie głowę, co spowodowało nieprzyjemną falę mdłości, jednak zignorowałam
to, wpatrując się w dwóch chłopaków zajmujących fotele naprzeciwko, pod oknem.
–
Przepraszam, to ja cię tak urządziłem – burknął cicho wyższy z nich.
Zamrugałam
oczami, starając się sobie przypomnieć,
skąd ich znałam.
– Cieszę
się, że nic ci nie jest – odezwała się na powrót ciotka, kładąc na szklanym
stoliku tacę z kubkami, z których unosił się przyjemny zapach zielonej herbaty.
– Konrad i Kamil, wracając ze szkoły, grali w piłkę – kontynuowała, zajmując
miejsce obok mnie. – Niechcący nią oberwałaś. – Westchnęła, patrząc karcąco na
winowajcę. – Nim całkowicie straciłaś przytomność, zdążyłaś wyjąkać, w którym
domu mieszkasz.
Siedziałam
skołowana, słuchając historii ciotki, przypatrując się to jednemu, to drugiemu
nastolatkowi. Konrad, Kamil, Konrad,
Kamil… myślałam intensywnie, próbując przypomnieć sobie, skąd znałam te imiona.
– Czy my… –
zaczęłam niepewnie.
– Jesteśmy w
pierwszej klasie liceum, 1-B. Dzisiaj do nas dołączyłaś – odezwał się
właściciel białych skarpetek. – Kamil Kozłowski – powiedział, wskazując na
siebie. – A to Konrad Walczak.
– No tak –
odparłam, pocierając czoło. – Ty – mówiąc to, wskazałam na Walczaka palcem –
mijałeś mnie pod gablotą, a w klasie wychowawca powiedział, bym usiadła przed tobą.
– Jednak nie
masz amnezji, co za szczęście – skwitował, sięgając po kubek, na co jego kolega
rzucił mu mordercze spojrzenie.
– Miałeś
mnie też oprowadzić po szkole – powiedziałam. – Czego nie zrobiłeś – dodałam
wrednie.
– Nie dość,
że chuligan, to jeszcze olewa obowiązki. – Anna zacmokała z teatralną
dezaprobatą.
Zerknęłam na
nią z ukosa. Doskonale widziałam, że żartowała. Szczęśliwa, że nic mi się nie
stało, całkowicie się rozluźniła. Tylko czemu mnie to tak irytowało?
W tym samym czasie
Kamil wstał z miejsca. Posłał mi ciepłe spojrzenie, jednak jego wyraz twarzy
pozostał chłodny.
– Jeszcze
raz przepraszamy za kłopot – powiedział do mojej ciotki, kłaniając się lekko.
Konrad
poszedł w jego ślady, po czym wyszli, odprowadzeni do drzwi przez Annę, a ja
zagłębiłam się w sofie, zastanawiając się,
jak długo jeszcze będzie prześladował mnie pech.
Ciotka
wkroczyła do salonu, łapiąc się pod boki. Długie włosy miała upięte w niedbały
kok, z którego uwolniły się pojedyncze kosmyki.
Nie byłam pewna,
czy naprawdę się o mnie martwiła, czy tylko udawała przed gośćmi, bo w tamtej
chwili uśmiechała się lekko, przyglądając się mi, tak jak ja jej.
– Masz
szczęście, że okazali się odpowiedzialni. Ktoś inny mógłby cię zostawić na
ulicy – odezwała się bardziej do firanki, którą poprawiała niżeli do mnie.
Ja
siedziałam, starając się sobie przypomnieć, kiedy zetknęłyśmy się ze sobą przed
pogrzebem ojca. Musiało się to zdarzyć przed śmiercią mojej matki, gdy miałam
dwa latka. Pamiętam, że kiedyś, bardzo dawno temu, jak oglądałam rodzinne
fotografie, natrafiłam na zdjęcie, na którym mama trzymała mnie na kolanach,
obok niej siedziała babcia Mirka, a obie kobiety obejmowała dorosła już
dziewczyna. Ojciec, spytany o to, kto widniał na fotografii, odparł, że jego młodsza
siostra. Jednak ja jej nie pamiętałam, a teraz stała tu przede mną, niczym
żywcem wyjęta ze zdjęcia. Z ręką na sercu mogłabym przysiąc, że nic a nic się
nie zmieniła. Tak jakby te czternaście lat w ogóle nie odcisnęło piętna na jej
twarzy, tak bardzo podobnej do mojej.
– Tak –
westchnęłam. – Cholerne szczęście – dodałam gorzko, a moje słowa zagłuszył
dzwonek do drzwi.
– To do
ciebie – powiedziała Anna, uchylając firankę, tak by zerknąć przed dom.
– Do mnie? –
zdziwiłam się.
W końcu nie
miałam tu przyjaciół czy chociażby znajomych, którzy już po pierwszym dniu w
szkole chcieliby mnie odwiedzić. Jak na zawołanie, w mojej głowie pojawił się
obraz dwóch chłopaków siedzących w fotelach ciotki, jakby mieli kije od mioteł
wciśnięte w tyłki.
Zaśmiałam
się pod nosem na samo wspomnienie, po czym wstałam z sofy i ruszyłam do drzwi.
Mijając próg salonu, znalazłam się w
ciemnym, bambusowym przedpokoju,
gdzie przy stopniu oddzielającym tę część od reszty mieszkania, stały równo
ułożone buty oraz kapcie dla gości. Zeskoczyłam ze schodka niczym mała
dziewczynka i sięgnęłam dłonią miedzianej klamki.
– Cześć,
masz chwilę?
Na progu
stał Konrad. Jego czarne włosy zmierzwione przez wiatr, stały na różne strony.
Wymięta marynarka, przyspieszony oddech oraz perlący się na czole pot zdradzały
jedno – strasznie mu się tu spieszyło.
– Czego
chcesz? – spytałam, zauważając, że pod pachą trzymał dużą, twardą, pomarańczową
piłkę zagłady, atakującą bezbronne sieroty.
– Może nie
przy otwartych drzwiach? – zaproponował, zaś wzrokiem dał mi znak bym spojrzała
za siebie.
W wąskim
korytarzu stała Anna. W ręku trzymała lampkę wina, a z jej postawy wyczytałam,
że bezwstydnie podsłuchiwała. Gdy moje spojrzenie skrzyżowało się z jej,
wzruszyła delikatnie ramionami i wywróciła oczami, zaś z ruchów warg wyczytałam
nieme „przepraszam”. Jednak mimo to tylko weszła do kuchni, opierając się o
futrynę tak, że widać było jej bark. Pokręciłam głową, w myślach skrupulatnie
przeklinając jej zachowanie i wyszłam przed dom, zamykając za sobą drzwi.
Oparłam się o nie plecami i utkwiwszy wzrok w pewnym siebie chłopaku, spytałam:
–
Przyszedłeś dokończyć dzieła, skoro za pierwszym razem nie udało ci się mnie
zamordować?
Konrad
zaśmiał się bezgłośnie, unosząc przy tym jeden kącik ust.
– Nie
powinnaś więc uciekać? – odpowiedział, podchwytując dowcip.
– Mam
takiego pecha, że jeśli ty mnie nie zabijesz, zapewne uciekając, wpadłabym pod
miejski autobus – odpowiedziałam chyba nazbyt poważnie, bo nastolatek w moment
się zmieszał. – Wybacz, głupi żart – dodałam.
– Spoko, zdążyłem
zauważyć, że jesteś strasznie ponura.
– Tak?
Ciekawe kiedy? – sarknęłam, nie bardzo wiedząc, o co mogło mu chodzić, że aż
się do mnie pofatygował.
–
Obserwowałem cię w szkole.
– Mhm…
zbierałeś informacje o potencjalnej ofierze. Standardowy schemat. Większość
seryjnych morderców tak robi – wypaliłam.
Na moje
słowa brwi Konrada powędrowały aż pod linię jego włosów.
– Sorry –
mruknęłam. – Nie przywykłam do tego, że ktoś się mną interesuje. Szczególnie
tutaj, gdzie na każdym kroku jestem ignorowana, popychana i niezauważana.
– Zauważyłem
– powtórzył.
Staliśmy tak
przez chwilę w ciszy. Wyglądało to tak, jakby on sam zastanawiał się, po co w
ogóle do mnie przyszedł. Jakby po moich wypowiedziach stwierdził, że powinien
się wycofać. Tylko pytanie brzmiało: jak zarządzić taktowny odwrót?
– Słuchaj,
Klaro… Nie masz jakiejś ksywki, czy coś? Mogę mówić ci po imieniu? – Pokiwałam
tylko głową, a on kontynuował: – Głupio mi. W szkole cię olałem, mimo tego co
powiedział wychowawca, później omal cię nie zabiłem.
– Zdarza się
– rzuciłam.
– Nawet tak
naprawdę cię nie przeprosiłem, tylko Kamil się za mnie płaszczył.
– Powiedziałeś
„przepraszam” – zauważyłam, przypominając sobie jego pierwsze słowa, gdy się
ocknęłam.
– Możesz
mieć wstrząśnięcie mózgu, więc spoko, zwykłe „przepraszam” załatwi sprawę –
sarknął, wyraźnie rozdrażniony moją postawą.
– To nie
tak. Po prostu nie widzę sensu w kajaniu się, skoro to był wypadek. A jak
chcesz przeprosić i zadośćuczynić, to następnym razem przywal mocniej –
wypaliłam, czując, że zaczynam się irytować, doszukując się w jego zwykłej
uprzejmości litości.
Cholerne
załamanie nerwowe!
– Czemu tak
mówisz? – spytał zszokowany moim zachowaniem. – Co, jakby to usłyszała twoja matka?
– To nie
jest moja matka – powiedziałam nad wyraz spokojnie, głosem całkowicie wypranym
z emocji. – Przeprosiny przyjęte. Już nie musisz mieć wyrzutów sumienia –
dodałam, patrząc mu w oczy dłużej niż miałam zamiar.
Nie wiem, co
ujrzał w moich. Czy dostrzegł moje skrywane emocje? Ten żal, ból, rozpacz,
które nosiłam w sobie. Dusiłam to, tłamsiłam na dnie serca, nie chcąc pokazywać
światu cierpienia, a jednak w tamtej chwili chciałam by ktoś przedostał się
przez ten mur, który stworzyłam rzekomo po to, by się chronić.
– Zobaczymy
się w szkole – rzuciłam, odwracając się na pięcie.
Gdy miałam
nacisnąć klamkę, poczułam jego dłoń zakleszczającą się na moim ramieniu.
Więc to ty
mnie uchroniłeś od upadku, przemknęło mi przez myśl, gdy rozpoznałam sposób i
siłę z jaką mnie złapał.
– Wpadnij
czasem do parku. Codziennie gram tam w z Kamilem w kosza. Jesteś tu nowa… może
chciałabyś porozmawiać z kimś w podobnym wieku.
– Może –
odparłam, wyszarpując ramię z uścisku, po czym weszłam do domu i biegiem
pokonałam schody, kierując się do mojego pokoju.
Czyżby ktoś
właśnie naruszył mur i dostrzegł, co kryło się za nim? Tego jeszcze nie
wiedziałam, ale mimo to poczułam nadzieję.
Nowi znajomi!
OdpowiedzUsuńMiałam tyle pytań związanych z życiem dziewczyny, ale własnie doskonale je rozwiałaś. Chodzi do pierwszej klasy szkoły średniej, jej matka zmarła jak miała dwa latka. Wszystoukłąda się w całość, dlaczego teraz ciotka, a nie mama jest głównym opiekunem. Miło, ze strony chłopaka, ze przyszedł i załatwił sprawę po męsku, mimo że dziewczyna totalnie go olała.
Kolejny rozdział czeka.
Wyobraziłam sobie scenę, jak Klara podziwia uroki przyrody, a tu nagle konradowa piłka od kosza trafia ją prosto w głowę. Kurczę, taka scena od razu skojarzyła mi się z jakimś anime, które lata temu oglądałam. Swoją drogą, jak Kamil i Konrad grali w tego kosza? Celowali w ludzi. Trzy punkty za głowę, a dwa za samo trafienie w ciało. Ach, albo Klara ma koszmarnego pecha, albo to jakieś fatum. Swoją drogą, ciotka Klary potrafi ustawić ludzi do pionu. Chłopcy przekonali się o tym na własnej skórze. (Nie chciałabym być w ich skórze, gdyby Klarze stało się coś poważniejszego).
OdpowiedzUsuńNa razie nic się jeszcze nie dzieje, choć widać, że Klara powoli zdobywa jakichś znajomych (okupiła to bólem, no ale). Jestem ciekawa, jak ta znajomość się rozwinie. Na razie widzę taką relację utworzoną pomiędzy Klarą a Konradem, Kamil jest odrobinkę na doczepkę, ale mam nadzieję, że jakoś fajnie go wykreujesz w następnych rozdziałach. c;
Strasznie podobała mi się ta końcowa rozmowa, nie ma to jak się dogadać. ;d
OdpowiedzUsuń'Zerwał większość płatków z drzew' - nie do końca rozumiem tych płatów z drzew. Oczywiście moja bujna wyobraźnia od razu rzuciła mi na myśl Cornflakes. Nie jestem pewna - chodzi o płatki kwitnących na drzewach kwiatów? Chyba tyko to pasuje.
Te wirujące płatki to tak magicznie trochę wokół niej wirowały, jak z animca jakiegoś. <3
Chwilę zastanawiałam się nad przeżyciami Klary (ps. Klaaro, nie ocenia się książki po okładce, nununu). Pomyślałam sobie, że ludziom w żałobie raczej ciężko docenić piękno świata. Na pewno nie na początku. Myślę, że śmierć bliskiej osoby, początkowo odbiera możliwość widzenia wszystkiego tak, jak to opisałaś jej oczyma. Później jednak zdałam sobie sprawę, że podoba mi się, że potrafi to docenić.
Liść do oka, piłka w głowę - biedna Klara (powaga, z tym odchyłem w tył po uderzeniu to animek mi stanął zaraz przed oczami :D)
'– Miałeś mnie też oprowadzić po szkole – powiedziałam. – Czego nie zrobiłeś – dodałam wrednie.' - nie jestem pewna, czy nowo poznani ludzie mówią takie rzeczy sobie. Mówią? ja bym odebrała, że taka osoba jest dość bezczelna. Nawet mnie nie zna, a się tak do mnie odzywa. I w sumie ważniejsze jest dla niej to, że jej nie oprowadził, niż to, że straciła przytomność? W taki sposób gadają starzy kumple, o to mi chodzi.
'Nie byłam pewna, czy naprawdę się o mnie martwiła, czy tylko udawała przed gośćmi, bo w tamtej chwili uśmiechała się lekko, przyglądając się mi, tak jak ja jej.
– Masz szczęście, że okazali się odpowiedzialni. Ktoś inny mógłby cię zostawić na ulicy – odezwała się bardziej do firanki, którą poprawiała niżeli do mnie.' - no to jak w końcu, tu się sobie przyglądają, a tu odzywa się jednak do firanki?
'Zeskoczyłam ze schodka niczym mała dziewczynka' (uwaga, medyczny mod on) - hmmm, dopiero co dostał i była nieprzytomna, podniosła głowę i dostała mdłości (trochę to wygląda jak wstrząśnienie mózgu), a tu już kica jak królik po schodach. No nie wiem...
'Wymięta marynarka, przyspieszony oddech oraz perlący się na czole pot zdradzały jedno – strasznie mu się tu spieszyło.' - albo był upał na dworze! :D
'Konrad zaśmiał się bezgłośnie' - no to jest trochę psychopatyczne xD Jak się można śmiać bezgłośnie? Musiał mieć głupią minę i nie wyglądał na zbyt mądrego xD (spróbuj zaśmiać się bez głosu :D)
No nie no, tak po kilku godzinach już ją obserwował? Jest cudownie i zapowiada się słodziutko, ale kurczę, dlaczego tak szybko?
'Możesz mieć wstrząśnięcie mózgu' - powinno być wstrząśnienie.
Bardzo lubię opowiadania, w których złe rzeczy kończą się dobrze. Wierzę, że i tu tak będzie (ha, nawet podejrzewam, jak cała sprawa może się potoczyć - ale milczę i zobaczę, czy miałam rację). Mylę imiona i nie pamiętam, który jest który xD najgorzej.
Szkoda tylko, że tak to leci - w DA też o tym mówiłam, także wiesz, co mam na myśli <3
Uwierz mi, że możesz się zdziwić, jak się historia potoczy :)
UsuńŁaaaa, już mi się podoba <3
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch mały wypadek, ale może zapoczątkuje przyjaźń...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia